Gdybyśmy odwrócili sytuację i wyobrazili sobie, że Niemcy wydalają ze swojego terytorium obywatela obcego państwa z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. A szybko po tym Polska zaprasza tego człowieka i daje mu możliwość wypowiedzi, organizowania debaty i atakowania państwa niemieckiego z gmachu polskiego Sejmu. Jakby Niemcy wtedy się czuli? Jakby Niemcy wtedy odbierali Polskę jako partnera gospodarczego i politycznego alianta w Unii Europejskiej? — mówi portalowi wPolityce.pl Jarosław Sellin, wiceminister kultury.
wPolityce.pl: Atak na Węgry, który obserwowaliśmy na forum Parlamentu Europejskiego nie jest chyba dla pan niespodzianką?
Jarosław Sellin: Nie jest to dziwne ani zaskakujące, że Parlament Europejski, w którym dominują siły lewicowo-liberalne, nawet jeżeli nazywają się chadecją, atakuje Węgry. Już od 10 lat, od kiedy Viktor Orban i jego partia Fides rządzą na Węgrzech systematycznie ten kraj jest atakowany przez siły lewicowo-liberalne. Węgry nie mieszczą się w jakimś wyobrażeniu, kto ma prawo, a kto nie ma prawa zdobywać władzy w krajach UE. Ma dominować demokracja liberalna ze szczególnym podkreśleniem tego drugiego słowa. Siła polityczna, która rządzi Węgrami wyłamuje się z tego.
Polska też przeżywa podobne ataki.
Od trzech lat, od kiedy rządzi PiS jesteśmy atakowani mniej więcej z tych samych powodów atakowani przez ten sam mainstream co Węgry. To jest raczej paroksyzm wynikający z niechęci politycznej do klasycznych, konserwatywnych, prawicowych sił, które z dużym poparciem uzyskały władzę w Polsce i na Węgrzech. Wszystkie inne rzeczy są pretekstem, żeby mówić, że ktoś jest nie w porządku. Zwykle jest to pretekstem do atakowania społeczeństw i wywierania nacisku na społeczeństwo, że ma wybierać innych, a nie tych, których wybrali.
Wiosenne wybory do Parlamentu Europejskiego powinny zmienić jego skład. W parlamencie może pojawić się więcej osób myślących zdroworozsądkowo.
Myślę, że są to ostatnie podrygi nienawiści elit lewicowo-liberalnych przeciwko Węgrom i przeciwko nam. Przewiduję, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku dojdzie do małego politycznego trzęsienia ziemi. Sądzę, że siły zdroworozsądkowe mocniej chodzące po ziemi, traktujące Unię Europejską nie jako projekt ideologiczny tylko jako projekt polityczny konfrontacji interesów będą silniejsze. Liczę, że siły, które postrzegają Unię jako projekt ideologiczny, który ma wprowadzać ideową „urawniłowkę” w Europie będą mocno osłabione.
Czy PiS w przyszłym Parlamencie Europejskim znajdzie się w Europejskiej Partii Ludowej, gdzie jest Fides i PO, czy utworzy nową frakcję z Fidesem?
Będziemy przyglądać się wynikom wyborczym i konfiguracjom, które będą się tworzyć w Parlamencie Europejskim. Wszystko wskazuje na to, że dominująca dotąd siła polityczna jaką była Europejska Partia Ludowa nazywana chadecją będzie mocno osłabiona. Europejska Partia Ludowa sama się do tego przyczynia. Agresja wobec Węgier oznacza, że Fides pewnie będzie miał poważną reprezentację w Parlamencie Europejskim, ale chyba już nie będzie miał więcej ochoty na funkcjonowanie w tej rodzinie politycznej, ponieważ został przez większość tej rodziny politycznej zaatakowany. Zobaczymy jakie siły wejdą do Parlamentu Europejskiego. Zastanowimy się z kim warto współpracować i z kim warto reformować Unię Europejską, bo jesteśmy za tym, żeby Unia trwała, była zdrową strukturą i organizacją suwerennych, narodowych państw, a nie instytucją ideologiczną. Będziemy współpracować z tymi, którzy mają podobną wizję zreformowania Unii Europejskiej.
Dziwi zachowanie Niemiec, którzy pozwolili Ludmile Kozłowskiej wystąpić w Bundestagu. Jak pan to skomentuje?
Postać Ludmiły Kozłowskiej nie jest tak istotna. To jest temat drugorzędny. Istotne jest to dlaczego Niemcy się tak zachowali. Gdybyśmy odwrócili sytuację i wyobrazili sobie, że Niemcy wydalają ze swojego terytorium obywatela obcego państwa z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. A szybko po tym Polska zaprasza tego człowieka i daje mu możliwość wypowiedzi, organizowania debaty i atakowania państwa niemieckiego z gmachu polskiego Sejmu. Jakby Niemcy wtedy się czuli? Jakby Niemcy wtedy odbierali Polskę jako partnera gospodarczego i politycznego alianta w Unii Europejskiej? Niemcy mają się z czego tłumaczyć po zaproszeniu pani Kozłowskiej do Bundestagu. Polska oczekuje tych wyjaśnień.