polskie radio pl logo- 11 listopada na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbędzie się Festiwal Niepodległa - zapowiedział w poniedziałek wiceminister kultury Jarosław Sellin. - Chcemy zaoferować Polakom możliwość obchodzenia Święta Niepodległości, także w sposób bardziej edukacyjny i rozrywkowy - podkreślił.
Sellin, który jest pełnomocnik rządu do spraw obchodów Stulecia Odzyskania Niepodległości, przypomniał, że do 11 listopada pozostało dokładnie 34 dni. - Chcemy, żeby w przestrzeni tego salonu Warszawy, bo tak Krakowskie Przedmieście można przecież nazwać, była możliwość uczestniczenia w różnych wydarzeniach związanych ze 100-leciem odzyskania przez Polskę niepodległości. Możliwość uczestniczenia całymi rodzinami, z grupami przyjaciół - podkreślił wiceszef MKiDN.
Dodał, że Polacy sygnalizują, że "nie chcą świąt narodowych obchodzić tylko poprzez oglądanie najważniejszych wydarzeń w telewizji, ale chcą wyjść z domu, chcą w czymś uczestniczyć". - Wydaje nam się szczególnie ważne, żeby poza normalnymi, rutynowymi, pięknymi, na pewno rozbudowanymi z okazji 100-lecia obchodami państwowymi, zaoferować Polakom obchodzenie tego święta w formie bardziej edukacyjnej czy rozrywkowej, stąd festiwal, który będzie funkcjonował od godz. 13 aż do godz. 21 - poinformował wiceminister kultury.
ak mówił, chodzi o to, żeby na Krakowskim Przedmieściu "w formie spacerowej, trochę takiej plenerowej, "konsumować" polską piosenkę, kuchnię, modę z okresu międzywojennego; oglądać różnego rodzaju parady, słuchać muzyki, zobaczyć zabytkowe samochody, powozy konne. Trochę się cofnąć w czasie do tego jak wyglądała Polska, Warszawa, Krakowskie Przedmieście w okresie międzywojennym".

- To jest oferta dla rodzin, dla Polaków, żeby w ten sposób też historię poznawać - wskazał pełnomocnik ds. obchodów Stulecia Odzyskania Niepodległości.

mkidn 01 cmyk„Takie uroczystości jak rocznica początku mordów w Piaśnicy są ważne, ponieważ naszym obowiązkiem jest pamiętać o ludziach, którzy dla Polski, dla wolności, dla niepodległości poświęcili swoje życie” – powiedział wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin, który wziął udział w uroczystościach ku czci osób pomordowanych w Piaśnicy.

W pierwszą niedzielę października w Sanktuarium Piaśnickim odbyła się uroczystość patriotyczna ku czci tysięcy osób, na których wykonano pierwsze masowe egzekucje podczas II wojny światowej. Obchody rozpoczęła msza święta pod przewodnictwem arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia, następnie odbyło się oratorium upamiętniające tragiczne wydarzenia w Lasach Piaśnicy oraz poświęcenie masowych grobów ofiar.

- Zamordowano przede wszystkim elitę państwa polskiego, polsko-kaszubską elitę państwa polskiego, wedle list, które sporządzali Niemcy, zdrajcy państwa polskiego, niestety, polscy obywatele przedwojennej Polski. Wedle takich list, wedle przekonania nacjonalistów niemieckich, że tych ludzi trzeba się pozbyć, ponieważ Rzesza nigdy nie będzie trwała, jeżeli ci ludzie będą żyli, skazano ich na śmierć i tutaj ich rozstrzelano. Byli to duchowni, urzędnicy, mundurowi różnych służb, samorządowcy - po prostu elita. I naszym obowiązkiem jest pamiętać o ich ofierze i upowszechniać wiedzę o Piaśnicy w Polsce i w świecie, bo ta wiedza nie jest zbyt duża – podkreślił wiceminister Sellin.

Wiceminister kultury Jarosław Sellin zapowiedział, że w przyszłym roku zostanie otwarta wystawa stała w siedzibie Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie, upamiętniająca ludobójstwo na Pomorzu - w willi, gdzie w czasie wojny funkcjonowało gestapo i z której część ofiar mordu piaśnickiego przewożono do lasu. Minister dodał. że historia Piaśnicy będzie bardziej znana także dzięki najnowszemu filmowi "Kamerdyner" w reżyserii Filipa Bajona, który jako pierwszy pokazuje ten mord.

Mianem zbrodni piaśnickiej określa się szereg zbiorowych egzekucji przeprowadzonych przez okupantów niemieckich w pierwszych miesiącach II wojny światowej w Lasach Piaśnickich w okolicach Wejherowa. W Piaśnicy zamordowani zostali przedstawiciele polskiej elity politycznej, gospodarczej i kulturalnej z Pomorza Gdańskiego. Zginęły tam również osoby przewożone koleją z terenów Trzeciej Rzeszy. Wśród nich były osoby chore psychicznie, przeciwnicy ideologii hitlerowskiej oraz Polacy i Czesi mieszkający przed wojną na terenie Niemiec. Zbrodnia piaśnicka jest jedną z pierwszych zbrodni hitlerowskich przeprowadzonych na tak wielką skalę w czasie II wojny światowej. Doświadczenia uzyskane w jej wyniku posłużyły Niemcom w realizacji planów eksterminacyjnych. Piaśnica stanowi największe, po obozie koncentracyjnym Stutthof, miejsce kaźni ludności polskiej na Pomorzu. W świadomości historycznej mieszkańców Wybrzeża Gdańskiego, a szczególnie Kaszubów, jest symbolem martyrologii ludności pomorskiej.

W wyniku działań eksterminacyjnych zginęły tysiące osób. Oszacowanie liczby ofiar jest bardzo trudne. Niemcy przeprowadzili bowiem w 1944 r. akcję mającą na celu usunięcie wszelkich dowodów zbrodni. W pionie śledczym Oddziału IPN w Gdańsku toczy się od 2011 r. śledztwo, które w końcowym efekcie ukaże nowe spojrzenie na dane o liczbie ofiar.

wpolityceReakcja PO, polegająca na wyrzuceniu czy rezygnacji z partii jest niewystarczająca. Pan Smogorzewski nie powinien kandydować na prezydenta Legionowa. Powinno go do tego przymusić jego środowisko polityczne, czyli środowisko PO— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.

wPolityce.pl: Podczas konwencji wyborczej prezydent Legionowa Roman Smogorzewski w chamski i seksistowski sposób przedstawiał kandydatki do rady miasta. Jak pan skomentuje to wydarzenie?

Jarosław Sellin: Poznaliśmy kawałek kultury politycznej czy osobistej niestety ważnego polityka Platformy Obywatelskiej. To nie najlepiej świadczy o tym środowisku. Wiemy to choćby z taśm, które były ujawniane w poprzednich latach, gdzie słyszeliśmy, że kultura osobista najlepsza nie jest.

Smogorzewski nie jest już członkiem PO. Zrezygnował.

Reakcja PO, polegająca na wyrzuceniu czy rezygnacji z partii jest niewystarczająca. Pan Smogorzewski nie powinien kandydować na prezydenta Legionowa. Powinno go do tego przymusić jego środowisko polityczne, czyli środowisko PO.

Przedstawiciele PO twierdzą, że nie mają już formalnych związków z Romanem Smogorzewskim.

Po zachowaniach rzecznika tej partii widać, że te związki były dosyć silne.

Rzecznik PiS Beata Mazurek domaga się od PO dymisji Jana Grabca z funkcji rzecznika. Sądzi pan, że PO zdecyduje się na taki krok?

Nie wiem, czy się zdecydują. Ale pan Grabiec ma się z czego tłumaczyć, jeżeli chodzi o wieloletnie wspieranie prezydenta Legionowa, który po raz kolejny kandyduje w wyborach samorządowych.

Taśmy na których pojawił się premier Mateusz Morawiecki, jeszcze jako osoba prywatna, zaszkodzą rządowi?

Nie sądzę. Jeżeli te taśmy mają jakieś elementy naprawdę bulwersujące to są to ponownie wypowiedzi ludzi z najbliższego kręgu nie tylko politycznego Donalda Tuska. Kiedy byli u władzy ujawniali kulisy władzy. To jest najbardziej na tych taśmach kompromitujące. Pan premier Morawiecki wówczas rozmawiając z nimi, ograniczył się do refleksji o sytuacji geopolitycznej, o różnych wyzwaniach, które stoją przed naszą cywilizacją. Mówił o nadmiernym rozwarstwieniu społecznym czy finansowym, które może być ryzykowne dla spójności państw zachodnich. Już wtedy pan premier mówił o kryzysie uchodźców. Eskalacja tego procesu nastąpiła rok czy dwa lata później. Miał więc wyobraźnię, że na to zwracał uwagę. Natomiast kompromitujące rzeczy są raczej po stronie osób, które w tych rozmowach uczestniczyły i są z najbliższego kręgu przyjacielskiego Donalda Tuska.

Czemu ma służyć wniosek do sądu skierowany w sprawie Fundacji Czartoryskich?

Sprawdzeniu, czy fundacja wypełniła swoje statutowe zadania. Czy mogła z tych zadań zrezygnować? To podlega ocenie sądu.

onet logoFundator i Prezydent Rady Fundacji Książąt Czartoryskich Adam Karol Czartoryski i minister Piotr Gliński - podpisanie umowy
Ministerstwo Kultury wystąpiło do sądu o stwierdzenie niezgodności działania Fundacji Książąt Czartoryskich z przepisami prawa i statutem. Chodzi o przelanie milionów euro na fundację Le Jour Viendra w Liechtensteinie - informuje Radio Zet. Pieniądze pochodziły ze sprzedaży skarbowi państwa kolekcji Czartoryskich za 100 milionów euro.

 

Wniosek złożono w maju, uzupełniono go o dodatkowe pismo w lipcu
Pod koniec sierpnia wiceminister kultury Jarosław Sellin poinformował o tym szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego
W sierpniu bieżącego roku NIK poinformowała, że rozpoczęła się kontrola skarbowa Fundacji Książąt Czartoryskich
Prezes NIK zwrócił się do swojego odpowiednika w Liechtensteinie o "rozważenie możliwości przeprowadzenia kontroli Fundacji Le Jour Viendra"
Rodzina Czartoryskich nie tylko zarobiła 100 mln euro na sprzedaży fundacyjnego majątku, ale również odzyskała wiele starych posiadłości - wystarczy wspomnieć o zamku w Głuchowie, barokowym pałacu w Konarzewie czy pałacu w Pełkiniach
Tamara Czartoryska - córka księcia Adama Karola Czartoryskiego, który jest fundatorem Fundacji Czartoryskich - wydała oświadczenie już w kwietniu tego roku, oskarżając ojca o celowe działania na szkodę fundacji. Określiła je także jako "niemoralne".

W 2016 roku to właśnie ta organizacja podpisała umowę z Ministerstwem Kultury na sprzedać kolekcji ok. 86 tys. obiektów muzealnych oraz ok. 250 tys. bibliotecznych. Całość warta była właśnie 100 mln euro. W marcu 2018 r. poinformowano, że Fundacja Czartoryskich chce zamknąć działalność, a pieniędzy od resortu kultury już nie ma. Trafiły do fundacji w Liechtensteinie. Sąd oddalił wniosek o zamknięcie działalności.

 

Poinformowano również, że Fundacja Czartoryskich chce zamknąć działalność. Sąd oddalił wniosek o zamknięcie działalności.

Oświadczenie Tamary Czartoryskiej

W wydanym wówczas oświadczeniu Tamara Czartoryska poinformowała, że nie brała udziału w spotkaniach, na których negocjowano sprzedaż kolekcji. "Ani ja, ani żaden z zarządzanych przeze mnie podmiotów, nigdy nie otrzymał żadnych funduszy od Fundacji Czartoryskich, ani przed, ani po zakończeniu sprzedaży Kolekcji Sztuki" - podała w oświadczeniu. Czartoryska wskazuje, że nie ma nic wspólnego z fundacją z Liechtensteinu.

"Jedynym skutkiem transferu środków wpłaconych przez wszystkich polskich podatników była osobista korzyść finansowa uzyskana przez księcia Adama Czartoryskiego i jego żonę, Josette Calil, a także nowych członków rady Fundacji Czartoryskich - wyznaczonych na kilka dni przed sprzedażą kolekcji dzieł sztuki - którzy asystowali w transferze środków z Polski" - napisała córka Adama Czartoryskiego.

 

Tamara Czartoryska uważa, że jedynym powodem sprzedaży kolekcji za cenę odbiegającą od stawek rynkowych "była potrzeba poprawy płynności finansowej księcia Adama Czartoryskiego". "Przyczyną darowizn niedawno mianowanych członków rady na rzecz Fundacji była gwarancja ich wykorzystania w celu transferu funduszy, na rzecz osobistej korzyści księcia Adama Czartoryskiego i jego żony, Josette Calil" - napisała w oświadczeniu.

Tamara Czartoryska w oświadczeniu informuje, że nikt nie konsultował z nią sprzedaży kolekcji, a o takich planach dowiedziała się z gazety "New York Times".

Dodaje, że likwidacja Fundacji Czartoryskich jest "ostatnim krokiem przesiedlenia, mającym uniemożliwić polskim władzom odzyskanie środków przekazanych za granicę". Wyznaje również, że jej ojciec Adam Czartoryski grożąc, że nie weźmie udziału w jej ślubie, zmusił ją do podpisania protokołu uchwały Rady zatwierdzającej likwidację Fundacji Czartoryskich.

©2005 - 2024 Jarosław Sellin. All Rights Reserved. Designed By JoomShaper

Search