"Gazeta Wyborcza" po raz kolejny zapowiadała "bombę" - rzekomo dotarli do korespondencji prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z Emilią S. Tak reklamowali swój tekst. Gdy jednak opublikowano artykuł, znowu okazało się, że to już nawet nie "kapiszon". Sprawę skomentował - w rozmowie z Dorotą Kanią na antenie Polskiego Radia 24 - wiceminister kultury Jarosław Sellin: "spojrzałem na nazwiska dziennikarzy, którzy napisali ten artykuł. To Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik. Osoby opisujące polskie życie polityczne już od 30 lat z górą i dopadło mnie zdumienie, że ci dziennikarze nie rozumieją, że znani politycy w Polsce otrzymują dziesiątki, jeśli nie setki listów, na które nawet grzeczność, ale także zasady, nakazują odpowiadać".
W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" ukazał się tekst zatytułowany "Prezes PiS i internetowa hejterka Emi. "Wyborcza" ujawnia korespondencję Kaczyńskiego". Wstęp był równie sensacyjny:
"Prezes PiS Jarosław Kaczyński w lipcu 2019 r. zaproponował na piśmie wsparcie Emilii Szmydt. Kobieta, pod wodzą wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, prowadziła akcję oczerniającą sędziów przeciwnych "dobrej zmianie".
Okazało się jednak, że chodzi o pismo z biura poselskiego Jarosława Kaczyńskiego, w którym poproszono o sprecyzowanie problemu. Z zastrzeżeniem, że jeśli Emilia S. będzie potrzebowała pomocy, to zostanie udzielona w ramach "uprawnień przysługujących parlamentarzystom". Podobnych pism z prośbą o pomoc politycy wszelkich partii otrzymują zapewne setki. W "Wyborczej" to doskonale wiedzą, ale i tak próbowali podkręcać atmosferę.
Nic dziwnego, że dziennikarze z innych redakcji zaczęli szydzić w kolejnej "bomby" tej gazety.
- Spojrzałem na nazwiska dziennikarzy, którzy napisali ten artykuł. To jest Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik. Osoby opisujące polskie życie polityczne już od 30 lat z górą i dopadło mnie zdumienie, że ci dziennikarze nie rozumieją, że znani politycy w Polsce otrzymują dziesiątki, jeśli nie setki listów, na które nawet grzeczność, ale także zasady, nakazują odpowiadać - tłumaczył minister Sellin.
- I tak było w tym przypadku - podkreśla rozmówca Doroty Kani.
- Ja nawet, u mnie w gabinecie w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, otrzymuję każdego dnia jakieś pismo z biura poselskiego Jarosława Kaczyńskiego, żeby dopomóc mu w odpowiedzi na jakieś pismo, które do niego dotarło. Bo jest popularnym politykiem i ludzie do niego piszą- stwierdził Jarosław Sellin. - To że on się stara i robi to profesjonalnie, bo odsyła do właściwych komórek rządowych, jak najlepiej o polityku świadczy.