dziennik baltyckiZabytkowych budowli jest w Polsce jeszcze około 78 tysięcy. W tej liczbie kilka tysięcy stanowią pałace i dwory szlacheckie. Najwięcej ocalało ich na Dolnym Śląsku. Kilkaset jest również w Wielkopolsce, na Pomorzu i na Mazowszu. Większość nadal znajduje się w rękach skarbu państwa, w które trafiła w wyniku tzw. „reformy rolnej”, przeprowadzonej we wrześniu 1944 roku przez sowiecką agenturę zwaną „Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego”. Być może zaproponowana przez rząd w ramach Polskiego Ładu ulga podatkowa nie tylko ułatwi zwrot mienia prawowitym właścicielom, lecz także umożliwi im ich odrestaurowanie?

Do wybuchu II wojny światowej w II Rzeczypospolitej było ok. 15 tys. dworów i 5 tys. pałaców. Z 9707 ziemiańskich rezydencji przejętych przez „PKWN” na mocy stalinowskich dekretów, na terenie obecnej Polski jest jeszcze 2737 tego rodzaju zabytków. Ich stan w większości jest zły. 800 budynków nadaje się już tylko do rozbiórki. Przez 33 lata, jakie upłynęły od upadku komunizmu tylko osiemdziesięciu (sic!) prawowitym właścicielom udało się odzyskać swoją własność. Reszcie pozostała ciernista droga sądowo-administracyjna. Co istotne - Polska jest ostatnim krajem w byłym bloku sowieckim, który nie rozliczył się z upiorami nacjonalizacji. W wyniku bezczynności państwa ogromna większość pomników dziedzictwa kulturowego nadal woła o pomoc. Niestety daremnie…

Teraz ma się to zmienić. Przygotowany przez rząd Prawa i Sprawiedliwości popandemiczny plan odbudowy polskiej gospodarki zakłada bowiem wprowadzenie ulgi podatkowej dla posiadaczy dworów i pałaców wpisanych do rejestru zabytków. Według słów wiceministra kultury Jarosława Sellina, ulga ta jest narzędziem mającym wspierać ochronę polskiego dziedzictwa kulturowego.
Ulga nazywana programem „Pałacyk Plus” daje możliwość odliczenia kosztów kupna takich obiektów oraz dużej części nakładów poniesionych na usługi budowlane, renowację i konserwację. Eksperci z branży nieruchomości spodziewają się, że dzięki niej popyt na dwory, pałace i kamienice w najbliższym czasie może eksplodować. Nadziei nabrali również prawowici właściciele znacjonalizowanych dóbr. Znowu uwierzyli, że dzięki rządowemu programowi będą mogli odzyskać swoje ojcowizny, odrestaurować je i na przykład udostępnić chętnym do zwiedzania.

Tak było w Nawłoci
Jednym z ocalałych zabytków kultury szlacheckiej na Mazowszu jest dwór w Szulmierzu. Dom został wybudowany w roku 1874 dla rodziny Cypryńskich. Data ukończenia budowy znajduje się na medalionie umieszczonym w zwieńczeniu lewego ryzalitu budynku.

Cyprysińscy mieszkali w Szulmierzu do roku 1918. Następnie ponad trzystuhektarowy majątek nabył mój dziadek, Kazimierz-Roch Załuski, który gospodarował tu do wybuchu II wojny światowej. Podczas okupacji niemieckiej nasza rodzina została wysiedlona do pobliskiego Tartaku, a po wkroczeniu Sowietów, ostatecznie z domu wypędzona.

Ciekawostką jest fakt, że w roku 1887 r. mieszkał tu 22-letni student Stefan Żeromski, który pracował w Szulmierzu jako guwernant synów właściciela majątku. Żeromski musiał być chyba pod wrażeniem panującej tu atmosfery, bo szulmierski dwór uczynił pierwowzorem Nawłoci z „Przedwiośnia”. W oparciu o zasłyszane w Szulmierzu opowieści, napisał także nowele „Rozdziobią nas kruki i wrony”, „Niedobitek” i „Zapomnienie”.

Swój pobyt w Szulmierzu pisarz utrwalił w 14. tomie „Dzienników”:

„Szulmierz otacza z jednej strony szerokim półkolem las, odległy od dworu o kilkadziesiąt kroków. Jest to las brzozowy, zjawisko spotkane przeze mnie po raz pierwszy. Nieopisane wrażenie sprawia ta masa płaczących brzóz! Dołem widzisz bielutką jak mleko, nieprzejrzaną ścianę, górą - przepyszną matową otchłań zieloności. Ciągnie cię coś, rwie - iść tam i przepędzać długie godziny. Pałac tonie w olbrzymich drzewach ogrodu. Z zieleni tej wyłania się czerwony dach i zarysy tej ładnej, świeżej budowli. Pałacyk składa się z dwu skrzydeł parterowych, pośrodku których wznosi się piętro z dużym balkonem. Na balkon ten wychodzą trzy duże okna z naszego (z p. Retmańskim 4) pokoju. Przed pałacykiem roztacza się szeroki dziedziniec, pośrodku którego leży równa elipsa gazonu otoczonego dzikim winem. Gazon obiega podjazdowa droga. Po bokach leżą śliczne, w dywan ułożone trawniki z zaroślami świerków, kasztanów, brzóz, klonów. Cały dziedziniec otoczyły w czworobok zasadzone — wielkie kasztany. Po drugiej stronie pałacu ciągnie się szeroki taras. Na nim leży wielki dywan kwiatów. Poniżej tarasu ciągnie się ogromny ogród; przecinają go cztery baseny wody, idące wzdłuż ogrodu, przecinające go w poprzek — umyślnie, by stworzyć obfitość białych, filigranowych, rzeźbionych, wypukłych mostków. I idą długie aleje lip, klonów, dębów, świerków, wiązów, kasztanów, morw, akacyj".

Izba pamięci i śmietnik w salonie
Szulmierski dwór najprawdopodobniej jeszcze stoi. Ostatni raz byliśmy tam z rodziną kilka lata temu. Kolejnych odwiedzin na razie nie planujemy. Każda wizyta we własnym domu pełnym obcych wzbudza emocje - wprawia w melancholię, zasmuca. Widok niszczejących zabudowań, drzew konających w pozostałościach po parku, spacer nad jedynym z ocalałych stawów, przygnębia niemal jak śmierć kogoś bliskiego. W tylnej części ogrodu, za zamulonymi „basenami”, stoją jakieś chłopskie rudery, próżno szukać alejek i ławek. Ponad gęstwiną zdziczałych krzewów majaczy zardzewiały dach niemal 150-letniego dworu.

W 1960 roku w miejscu dawnego dziedzińca pojawił się granitowy postument z popiersiem Stefana Żeromskiego. Na frontowej ścianie dworu władze gminy zawiesiły pamiątkową tablicę poświęconą pisarzowi. W lewym skrzydle umieszczono Filię Gminnej Biblioteki Publicznej, Biblioteczną Izbę Pamięci Żeromskiego i mieszkania socjalne. W prawym - do czasu zawalenia się sufitu - działała poczta. Teraz jest składzik drewna i śmietnik.

W Szulmierzu jest jeszcze jedna pamiątka po dawnych czasach. Niedaleko dworu, przy szosie Ciechanów-Grudusk stoi trzystuletni dąb szypułkowy „Stefan”. Jego pień ma obwodzie ok. 320 cm. I jest to jedyne zachowane drzewo, którego ślad można odnaleźć w „Dziennikach” Żeromskiego.

W roku 2017 fundacja „Teraz Mazowsze” we współpracy z Samorządem Województwa Mazowieckiego ustanowiła „Mazowiecki Szlak Literacki”. Jednym z przystanków na jego trasie jest Szulmierz. Na portalu Fundacji czytamy: „Szulmierz i okolice to rejon o bogatej, barwnej historii. Przeszłość polskich rodów ziemiańskich przypominają losy ocalałych obiektów, ale i historia naszego narodu. Stąd pochodziło i mieszkało tu wiele wybitnych osób, nieszczędzących sił i życia w walce o polskość. Ocalałe dwory, zabytkowe kościoły, cmentarze to świadectwa sukcesów i upadków, wyzwoleńczych zrywów i pozytywistycznej pracy u podstaw".

Czy Polski Ład ocali polskie dwory i pałace? Czy wesprze pracę zapaleńców z takich fundacji jak „Teraz Mazowsze”? Czy spowoduje, że zrabowane prze komunistów ojcowizny wrócą do prawowitych właścicieli? Szczerze mówiąc, wątpię. Za dużo jest w naszym kraju ludzi, dla których dziedzictwo narodowe nic nie znaczy. Którzy zrobią wszystko, żeby zetrzeć z powierzchni ziemi ostatnie ślady świetności dawnej Rzeczypospolitej. Dlatego obawiam się, że próba jaką podjął rząd PiS okaże się jedynie „syzyfową pracą”. Mam jednak przy tym nadzieję, że się mylę…

Tvp poznanJuż nie połowę, a 60 proc. kosztów budowy Muzeum Powstania Wielkopolskiego chce wziąć na siebie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Deklarację o podwyższeniu dofinansowania złożył wiceminister Jarosław Sellin. To kolejna już oferta władz centralnych dla Poznania w sprawie budowy Muzeum Powstania Wielkopolskiego. Do tej pory miasto liczyło, że państwo pokryje wszystkie koszty związane z powstaniem tej ważnej dla nas wszystkich placówki. Zobacz materiał wideo

Siedziba Muzeum Powstania Wielkopolskiego kosztować ma około 250 mln zł. Początkowo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego deklarowało pokrycie połowy kosztów budowy. Resztę miał wziąć na siebie Poznań, któremu podlegać ma nowa placówka. Ale władze stolicy Wielkopolski odmówiły dołożenia reszty, argumentując to brakiem pieniędzy w budżecie. Pomoc w sfinansowaniu budowy zapowiedziały za to inne wielkopolskie samorządy. Teraz władze Poznania deklarują ponowne sprawdzenie możliwości finansowych miasta.

dziennik baltyckiW piątek 28 stycznia sejm odrzucił w głosowaniu senackie poprawki m.in. traktujące o przywróceniu wcześniej planowanej subwencji na nauczanie języków mniejszościowych. Zmiany w budżecie niepokoiły i wciąż niepokoją działaczy kaszubskich i samorządowców z naszego regionu. Ministerstwo Edukacji oraz posłowie, będący „za” zmniejszoną o prawie 40 mln zł subwencją, zapewniają jednak, że zmiany nie dotkną Kaszubów.

Sprawa ta od dłuższego czasu pozostawała na ustach działaczy kaszubskich, a także przedstawicieli samorządów województwa pomorskiego. Sejm bowiem planował zmiany w budżecie, m.in. zmniejszając subwencję na nauczanie języków mniejszości narodowych o 39,8 mln zł. Marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk podkreślał wtedy, że najbardziej odbije się to na edukacji na Pomorzu, gdzie cały czas rozwijane jest nauczanie języka kaszubskiego.

- W 2005 roku został on uznany za jedyny język regionalny w Polsce. Obecnie w około 400 szkołach języka kaszubskiego uczy się ponad 20 tys. dzieci i młodzieży. Wielu rodziców na Pomorzu posyła swoje dzieci na lekcje kaszubskiego i oczekuje dalszego wsparcia państwa dla działań na rzecz zachowania rodzimej kultury, tradycji i związanych z nią wartości - pisał Mieczysław Struk w oficjalnym apelu do posłów. - Duża liczba dzieci uczących się języka regionalnego na Kaszubach sprawia, że jedna trzecia środków, przeznaczanych na subwencję oświatową w Polsce z tytułu nauczania języków mniejszościowych trafia właśnie do gmin i powiatów naszego regionu. Ewentualne obcięcie tej kwoty niestety mocno uderzy we wspólnoty lokalne i rodziny na Pomorzu.

Z podobnym apelem w tej sprawie wystąpił też Zarząd Powiatu Kartuskiego. Samorządowcy chcieli, aby sejm przyjął poprawki, złożone przez Senat RP, w których znalazło się przywrócenie dotychczasowych środków na nauczanie języków mniejszości w szkołach. W piątkowym głosowaniu jednak sejm odrzucił wszystkie 65 poprawek senatu. Ministerstwo Edukacji i Nauki spieszyło, aby wyjaśnić, iż zmniejszenie subwencji nie wpłynie na naukę np. języka kaszubskiego.

- [Poselska poprawka do budżetu] dotyczy wyłącznie języka niemieckiego i mniejszości niemieckiej. W żaden sposób nie dotyczy innych mniejszości narodowych - uspokajał na twitterze minister Przemysław Czarnek.

Na powyższe wskazuje również przytaczane przez ministra edukacji uzasadnienie zmian w projekcie ustawy budżetowej. Do owych wyjaśnień odsyła nas też poseł Jarosław Sellin (PiS), który głosował właśnie za odrzuceniem poprawek senackich.

- Kłamstwem jest, że to wpłynie na nauczanie języka kaszubskiego. To jest poprawka, która dotyczy tylko mniejszości niemieckiej w Polsce - mówi Jarosław Sellin, sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a od stycznia tego roku także Generalny Konserwator Zabytków.

REKLAMA

Niemniej na decyzję sejmu szybko zareagowały władze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.

- Niestety, apele płynące z naszego środowiska nie przekonały większości posłów do przywrócenia kwoty tej subwencji do wysokości zaproponowanej przez rząd we wrześniu 2021 r. (…). Pomimo uspokajających deklaracji przedstawicieli Ministerstwa Edukacji i Nauki, zaistniała sytuacja napawa niepokojem co do przyszłości warunków nauczania języka kaszubskiego w polskich szkołach na Pomorzu i respektowania praw obywateli polskich, niezależnie od ich przynależności narodowej lub etnicznej - pisze Jan Wyrowiński, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.

Dziękując tym parlamentarzystom, którzy przychylili się do apeli Kaszubów, władze ZKP zapowiadają, że będą bacznie przyglądać się dalszym poczynaniom rządu w tej sprawie.

- Wprowadzona w ustawie budżetowej zmiana sprawi, że najprawdopodobniej niebawem administracja rządowa podejmie prace legislacyjne w obszarze warunków nauczania języków mniejszościowych i języka regionalnego. Będziemy je pilnie i krytycznie monitorować - zaznacza dalej Jan Wyrowiński.

©2005 - 2025 Jarosław Sellin. All Rights Reserved. Designed By JoomShaper

Search