Minister Jarosław Sellin był gościem programu "Polska na dzień dobry"
Minister Jarosław Sellin był gościem programu "Polska na dzień dobry"
Świat zajechał do Trójmiasta
Zakończony przed kilkoma dniami Baltic Opera Festival (dalej BOF) zaskoczył na wielu poziomach. Na czterodniowe święto złożyły się przede wszystkim dwa pokazy „Latającego Holendra" w Operze Leśnej oraz „Loteria na mężów" – odkurzona z głębokich otchłani pamięci operetka Karola Szymanowskiego, pokazana na otwarcie festu w Operze Bałtyckiej trochę jako polska przeciwwaga dla Wagnera. W programie, oprócz prezentacji scenicznych, znalazł się maraton filmowy, spotkania (m.in. z Mariuszem Trelińskim) i warsztaty. Na adekwatne określenie poziomu składu Komitetu honorowego festiwalu trudno znaleźć mniejszy epitet niż „kosmiczny" (zobacz tutaj). Świat zajechał do Trójmiasta.
Od pomysła do przemysła
Spiritus movens projektu jest Tomasz Konieczny, bas-baryton światowego kalibru. „U podstaw i praprzyczyn Baltic Opera Festival leży moje marzenie o wykorzystaniu w pełni wspaniałych możliwości i światowego poziomu niezwykłego obiektu, jakim jest powołana do życia w 1909 r. Opera Leśna w Sopocie" – mówił polski śpiewak, którego marzenie zaczęło kiełkować w 2009 r. po występie w Sopocie. Pomysł powrotu opery do Opery Leśnej nie jest nowy, ale oprócz pomysłu nie znalazł się przez całe dekady śmiałek, który potrafiłby wprowadzić go w życie. Tomasz Konieczny to nazwisko, które otwiera wiele drzwi (jeszcze raz odsyłam do składu Komitetu honorowego), ale idea musiała znaleźć godne finansowanie. Ojcem chrzestnym projektu jest wiceminister kultury Jarosław Sellin, poseł ziemi gdańskiej i miłośnik opery. Dzięki jego rekomendacji nieustraszeni śmiałkowie mogli rozpocząć w 2019 r. proces materializacji marzenia rosnącego na solidnych fundamentach finansowych.
O Operze Leśnej w Sopocie
Formalnie organizatorem BOF są Opera Bałtycka oraz Narodowe Centrum Kultury, ale praktycznie jest to dzieło dwóch łodzian. Dyrektor artystyczny Tomasz Konieczny, dzięki swoim dokonaniom i miejscu w operowym świecie, „otwierał drzwi", dyrektor Rafał Kokot pozbierał całość, jest odpowiedzialny za stworzenie mechanizmu finansowego i ostateczny kształt wydarzenia. Kokot, absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi, praktykujący muzyk (m.in. Varius Manx z czasów Anity Lipnickiej) jest wybitnym menedżerem działającym na rynku wysokiej kultury, co jest specjalnością niezwykle rzadką. Jego stowarzyszenie, krakowski Dal Segno Institute, było, wg terminologii filmowej, executive producerem i showrunnerem w jednym.
„Latający Holender" w Operze Leśnej
"Po takiej dawce Ryszarda Wagnera chce mi się napaść na Polskę" - Woody Allen
Drugi, poniedziałkowy pokaz, poprzedziła burza i duży spadek temperatury, co zrodziło obawy o jakość dźwięku orkiestry, która zagrała na żywo w odsłoniętym po raz pierwszy od wielu lat orkiestronie. Obawy okazały się płonne, wzmocniony zespół orkiestry Opery Bałtyckiej pod batutą Marka Janowskiego wybrzmiał bardzo dobrze, eksperci podczas 135-minutowego przebiegu bez przerwy nie usłyszeli przeskoków intonacyjnych, które mogłyby wystąpić w takich okolicznościach. Boris Kudlička, twórca scenografii do oper w reżyserii Mariusza Trelińskiego, był autorem koncepcji scenograficznej, którą zrealizowała Natalia Kitamikado, za kostiumy była odpowiedzialna Dorothée Roqueplo. W pamiętnym przedstawieniu „Latającego Holendra" w Teatrze Wielkim całą scenę pokrywała woda, realizatorzy każdorazowo wylewali na scenę 70 tys. litrów ciepłej wody. Baletowe intro i woda należą do moich najtrwalszych wspomnień operowych, a przecież Wagner nie należy do moich faworytnych kompozytorów i tak naprawdę kojarzy mi się tylko z „Cwałującymi Walkiriami" z „Czasu apokalipsy", co oczywiście jest dowodem na mój dyletantyzm w temacie „Wagner wielkim kompozytorem jest" (uśmiech).
Realizatorzy mieli tylko kilka dni na próby na deskach Opery Leśnej, ale udało im się częściowo zadedykować inscenizację wyjątkowym warunkom, w jakich była zaprezentowana. Gdyby pokaz zaczął się jeszcze później, ok. 22.00, od początku można byłoby wygrać największy walor, jakim była gra świateł w unikalnej przestrzeni. Marzy się w następnych latach bogatsza scenografia zamiast czarnych zastawek i większa dynamika (balet!), częstsze korzystanie z przestrzeni pozascenicznej. Te uwagi nie powinny jednak zamazać ogólnej, wysokiej oceny z dodatkową gwiazdką dla Andrzej Dobbera, którego chciałbym słyszeć częściej niż raz na siedem lat (z taką częstotliwością Latający Holender schodził na ląd).
Co dalej, czyli czy stać nas sukces?
Opera, jeśli ma mieć sens, musi mieć odpowiednią skalę, nie tylko przestrzenną, ale i finansową. Opera Leśna daje przestrzeń, której nie może z obiektywnych względów zapewnić budynek Opery Bałtyckiej. W tej ostatniej najzwyczajniej nie powinno się pokazywać pełnoformatowej opery, tylko opery kameralne i mniejsze formy. Co najmniej 7 500 widzów na wydarzeniach na pierwszym BOT robi wrażenie i zamyka usta niedowiarkom. BOF przyciągnął widownię z całej Polski, z radością, ale i pewnym niedowierzaniem obserwowałem w takiej masie wyrobioną publiczność w Operze Leśnej, żywo reagującą podczas pokazu. Z niedowierzaniem, bo nie sądziłem, że w Trójmieście może wystąpić taka jakość operowa na każdym poziomie, w tym rzesze prawdziwych fanów. I choć jako główny organizator ze względów formalnych (m.in. budżetowanie) funkcjonuje Opera Bałtycka, należy bardzo wyraźnie różnicować podział zasług. Głównymi autorami sukcesu są dyrektorzy festiwalu: Tomasz Konieczny i Rafał Kokot. To dzięki nim doszło po kilku latach przygotowań do finału bardzo dobrze rokującego na przyszłość projektu.
Na budżet projektu złożyły się głównie dotacja celowa z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w wysokości 2 mln zł oraz w takiej samej kwocie wsparcie z PKN Orlen. Z biletów mogło wpłynąć nawet do ok. miliona złotych, tak więc budżet całości zamknął się kwotą ok. 5 mln zł; ostateczna wysokość znana będzie po zliczeniu wszystkich przychodów. Kiedy mówimy o pieniądzach, warto dla porównania przytoczyć kilka liczb. Zeszłoroczny budżet Opery Bałtyckiej, nie licząc wydatków inwestycyjnych, wyniósł 27 051 254 zł (22 799 359 zł dotacji podmiotowej z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego + 4 086 755 zł to przychody własne). W tegorocznym budżecie dotacja UM WP opiewa na 26 896 819 + nieznane przed zakończeniem roku przychody z biletów i najmu + część z 4 mln dotacji MKiDN wynikającej z podpisanej umowy na współprowadzenie). Opera Bałtycka nie ujawnia informacji nt. frekwencji, trudno więc prześledzić dokładnie, jaka jest zależność między kosztami a efektami. Jedno jest natomiast pewne: Opera Bałtycka, mówiąc b. delikatnie, nie cieszy się uznaniem nie tylko ze strony znawców gatunku. Dla pewnego porównania przytoczę tylko wyniki Teatru Muzycznego w Gdyni za rok 2022: dotacje samorządowe 17 979 940 zł (15 979 940 zł z UM WP + 2 000 000 zł z Gdyni) przychody własne: 24 174 557 zł. Oczywiście wiele na te różnice się składa, ale wymowa liczb jest ciekawa.
Jak w większości działań instytucji kultury w jakimś stopniu występuje aspekt polityczny – tak jest i w tym przypadku. Wiedza choćby o terminie wyborów parlamentarnych i wpływie ich wyników na funkcjonowanie instytucji kultury, które nie mogą funkcjonować bez pełnego w sumie wsparcia władz, nie jest tajemna. BOF nie będzie mógł być kontynuowany bez wsparcia centralnego z wielu powodów. Nie jest to miła konstatacja, ale nie wychodzi inaczej: bez wsparcia intelektualnego, artystycznego i finansowego opery na oczekiwanym poziomie u nas nie będzie, dlatego trzymamy kciuki za kontynuację projektu po październiku (uśmiech). Tegoroczny fest był obiecujący pod wieloma względami. Jako komentator wydarzeń kulturalnych poczułem się godnie potraktowany, ekipa BOF prezentowała zupełnie inny poziom kultury komunikacji niż niektóre instytucje lokalnie, co daje nadzieję, że i do nas dotrze w tym zakresie wyższa cywilizacja.
Ekipa BOF ma w planach wystawienie „Latającego Holendra" w Operze Bałtyckiej i kilka razy ma zaśpiewać Tomasz Konieczny. To duże ryzyko. Mam nadzieję, że realizatorzy świadomi ograniczeń przestrzeni w Operze Bałtyckiej, nie pójdą śladem „naszych" inscenizacji, w czasie których niewiele widać, ale za to mało słychać. Bardzo bym chciał, by to, co zdarzyło się dzięki BOF, nie poszło na marne i wpłynęło na podniesienie poziomu Opery Bałtyckiej we wszystkich kategoriach. By było nas stać na sukces.
P.S.
Żółta kartka dla Jacka Marczyńskiego.
BOF wytyczył standardy we wszystkich bez mała kategoriach dotyczących organizacji wydarzenia operowego, dlatego tak bardzo zaskoczyła i rozczarowała postawa Jacka Marczyńskiego, który obok Doroty Szwarcman jest uznawany w mediasferze za największy autorytet krytyczny w dziedzinie opery. Zaszczytna przynależność do Komitetu honorowego powinna być jasną wskazówką dla krytyka, że nie może recenzować wydarzenia, a przynajmniej nie wypada. To, że Polsce (np. recenzenci potrafią pisać bez obejrzenia spektaklu albo z próby) mogą nie obowiązywać zasady ani poczucie przyzwoitości, nie powinno stanowić reguły ani mieć przyzwolenia. Shame.
Premier Mateusz Morawiecki i minister Piotr Gliński ogłosili dziś wyniki naboru do Rządowego Programu Ochrony Zabytków. To największy taki projekt w historii powojennej Polski. Rząd Prawo i Sprawiedliwość przeznaczył na ten cel przeszło 3 miliardy złotych.
W województwie Pomorskim wsparcie z Rządowego Programu Ochrony Zabytków uzyskało większość gmin, które złożyły wnioski. "Napawa mnie dumą, że w rządzie Prawo i Sprawiedliwość pełnię funkcję Generalnego Konserwatora Zabytków. To zaszczyt dla pełniącego tę rolę urzędnika, że udało się wesprzeć zabytki w Polsce w taki sposób. Cieszę się, że pieniądze popłyną do miast i wsi, których mieszkańców reprezentuję w polskim sejmie."
Ustanowienie Narodowego Dnia Wspomnienia Gehenny Polskich Dzieci Wojny wpisuje się w mądrą politykę historyczną, którą staramy się prowadzić od lat i wypełnia pewną lukę, której w tych narodowych dni pamięci dotąd brakowało.
Data, którą wybrano, tj. 10 września, jest symboliczna. Tego dnia niemieckie władze okupacyjne przeprowadziły masowe aresztowania w wielkopolskiej miejscowości Mosina. Większość z nich trafiła do obozu koncentracyjnego w Łodzi i podzieliła losy polskich dzieci z innych regionów.
Szacuje się, że w wyniku II WŚ śmierć poniosło 2 mln 200 tys. dzieci - obywateli polskich. Cierpienia fizyczne, psychiczne, osierocenia, wynarodowienia, przesiedlenia – to wszystko spotkało dzieci – więźniów niemieckiego obozu.
Działania okupanta związane z eksterminacją i germanizacją polskich dzieci zostało uznane przez uczestników konferencji UNESCO w 1948 r. za zbrodnie przeciwko ludzkości. Równie okrutny los spotykał najmłodsze osoby ze strony sowieckich okupantów, jak i ukraińskich nacjonalistów np. na Wołyniu.
Pamięć o tych dzieciach krzewi Muzeum Dzieci Polskich - ofiar totalitaryzmu w Łodzi. Instytucja ta powstała 2 lata temu, w miejscu gdzie funkcjonował kiedyś niemiecki obóz koncentracyjny dedykowany dzieciom. To jest trwała instytucja, która o tę pamięć dba dzień w dzień.