Czasem eurokratom wyrwie się szczere wyznanie. Ale to pokazuje jakie jest ich myślenie. Eurokratom brakuje im szacunku dla narodów, dla demosu reprezentowanego przez poszczególne narody i dla ich wyborów politycznych. Kwestionowanie kto ma być na scenie politycznej, a kto nie, wskazywanie kto może wygrywać, a kto nie, przejawia się niestety w myśleniu wielu polityków szczebla europejskiego. Eurokraci muszą się z tego wyleczyć albo zderzą się z rzeczywistością— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
wPolityce.pl: Panie ministrze, konflikt Juncker – Timmermans w sprawie porozumienia z Polską jest realny czy to gra w dobrego i złego policjanta?
Jarosław Sellin: Sądzę, że w Komisji Europejskiej coraz większe jest przekonanie, że wszczęcie procedury z art. 7 przeciwko Polsce jest drogą, która wiedzie do nikąd. Nie ma poważnych argumentów, żeby Polskę stawiać pod unijnym pręgierzem. Jest to raczej wyraz zacietrzewienia określonych polityków z Komisji Europejskiej. Nie ma też dobrego finału tej drogi, ponieważ wiadomo, że Polska na pewno nigdy nie zostanie ukarana finansowo. A przecież ta procedura miała do tego rzekomo zmierzać. Sądzę, że u większości przedstawicieli Komisji Europejskiej dojrzewa myśl, żeby się z tego sporu jakoś wycofać. Oczywiście największy problem ma Frans Timmermans, bo on chciałby się wycofać z twarzą. A nie wie jak to zrobić, więc stosuje metody eskalowania sprawy, żeby z pozycji bardziej radykalnych atakować, albo ewentualnie się wycofać. Myślę, że prędzej czy później do zakończenia tego sporu dojdzie, bo przed Europą o wiele ważniejsze zadania niż spór o rzekome naruszenie zasad praworządności w Polsce.