papSąd Konkursowy wyłonił zwycięską pracę na opracowanie Muzeum Westerplatte i Wojny - 1939 - oddziału Muzeum II Wojny Światowej. Zwyciężyła koncepcja trzech współpracujących ze sobą pracowni z Łodzi. Przedsięwzięcie ma zostać zrealizowane do 2027 roku.

We wtorek w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ogłoszono wyniki "Dwuetapowego realizacyjnego Konkursu architektoniczno-urbanistycznego na opracowanie koncepcji projektowej Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 - Oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku na Westerplatte".

Celem konkursu było uzyskanie najlepszej pod względem architektonicznym, urbanistycznym, przestrzennym i funkcjonalno-użytkowym koncepcji projektowej Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 na półwyspie Westerplatte w Gdańsku.

 

Zwyciężyła praca trzech współpracujących ze sobą pracowni z Łodzi: Muro Architekci, Lachman Pabich Architekci i Pracownia Architektoniczna "Projektownia".

Jak podała przewodnicząca Sądu Konkursowego prof. Lucyna Nyka z Politechniki Gdańskiej, zwycięska praca "najlepiej realizuje przyjęte założenia dotyczące kształtowania koncepcji Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku".

"Na uwagę zasługuje wysoki poziom kompozycji przestrzennych i krajobrazowych układu komunikacyjnego. W udany sposób przedstawiona została koncepcja upowszechniania wiedzy o bohaterskiej obronie Westerplatte, zapewniająca równocześnie ochronę, utrzymanie i rewaloryzację obiektów architektury militarnej znajdującej się na tym terenie" - podała przewodnicząca.

Podkreśliła, że zwycięska praca projektowa "uczytelnia relikty historyczne budowli". Zaznaczyła, że praca charakteryzuje się wysokiej jakości rozwiązaniami architektonicznymi".

Zdaniem prof. Nyki, "powściągliwa forma (pracy projektowej - PAP) buduje nastrój miejsca". Wskazała również, że skład sędziowski "za niezwykle cenne uznał ujęcie wejścia do głównego obiektu muzeum w formę szczeliny, która stanowi symboliczny walor zagłębienia w przeszłość".

W uzasadnieniu Sąd Konkursowy wskazał również, że w nagrodzonym projekcie "w znakomity sposób rozwiązano kwestie funkcjonalno-użytkowe. Zapewniono łatwy i bezpieczny dostęp do miejsca organizacji imprez masowych; przestrzeń ekspozycyjna pozwala na elastyczne kształtowanie wystaw; klarownie oddzielono przestrzenie dostępne dla zwiedzających od przestrzeni biurowych".

Sąd Konkursowy, w którym zasiadało 15 osób, w tym architekci, muzealnicy, konserwator zabytków i rzeźbiarz, wyróżnił również dwie prace. Drugie miejsce przyznał pracowni z Wrocławia - Heinle, Wischer und Partner Architekci. Trzecie miejsce zajęła pracownia z Gliwic - Visio Architects and Consultants Institute For Sustainable Buildings ISB Rafał Schurma.

Sąd Konkursowy wybierając prace kierował się m.in. jakością ideowo-artystyczną oddającą charakter dziedzictwa i znaczenia Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 - Oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz odpowiadającą jej atrakcyjność proponowanych rozwiązań architektonicznych i zagospodarowania terenu; funkcjonalność użytkową całego układu przestrzennego placówki; trafność wpisania proponowanych rozwiązań w kontekst otoczenia i koncepcję ideową całego założenia przestrzennego; czy realnością i optymalizacją ekonomiczną rozwiązania przestrzeni i programu pod kątem zachowania budżetu inwestycji.

 

Obecny na ogłoszeniu wyników wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin podkreślił, że w ramach przyszłych prac najbardziej skomplikowanym elementem będzie budowa nowego budynku, który będzie zlokalizowany na terenie pomiędzy kopcem z Pomnikiem Obrońców Wybrzeża i napisem "Nigdy Więcej Wojny". Według założeń ma tam powstać budynek muzealny o powierzchni użytkownej ok. 7,5 tys. mkw., w którym na wystawę przewidziana jest powierzchnia ok. 3 tys. mkw.

 

Sellin podał, że w ubiegłym tygodniu Rada Ministrów przyjęła uchwałę zapewniającą finansowanie budowy Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 na kolejne pięć lat. "Program daje gwarancję finansowania na kwotę 304,5 mln złotych na lata 2023-2027" - mówił wiceminister.

Zaznaczył, że w ramach tych środków, poza budową nowego budynku, będzie można zadbać o istniejące już zabytki bądź odtworzyć zniszczone.

"Możemy spokojnie działać i realizować plan. Mam nadzieję, że w 2027 wszystko albo prawie wszystko zostanie zrealizowane" - dodał wiceminister Sellin.

 

Przypomniał również, że na terenie półwyspu Westerplatte były prowadzone badania archeologiczne. "Przez dziewięć zrealizowanych sezonów badań wykopaliskowych, archeologom udało się wydobyć ponad 60 tys. artefaktów. Warto nadmienić, że z tej liczby ponad 20 tys. to przedmioty szczególnie cenne pod kątem wystawienniczym" - tłumaczył.

Dodał, że w ramach prac odkryto szczątki poległych westerplatczyków, a w ubiegłym roku przeprowadzono ogólnopaństwowy pochówek na wybudowanym na półwyspie Westerplatte Cmentarzu Żołnierzy Wojska Polskiego.

 

Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej prof. Grzegorz Berendt ogłosił, że poza wyłonieniem najlepszej pracy konkursowej, we wtorek podpisał umowę na realizację robót budowlanych dla zadania pn. "Budowa Punktu Obsługi Ruchu Turystycznego wraz z parkingiem wielostanowiskowym, elementami zagospodarowania terenu oraz budową i przebudową infrastruktury technicznej na płw. Westerplatte".

Wyjaśnił, że w ramach umowy wykonawca zbuduje parking z miejscami parkingowymi dla aut osobowych i autokarów oraz budynek obsługi ruchu turystycznego zlokalizowanego tuż przed Polem Bitwy na Westerplatte.

"To będzie kompletnie nowa jakość na półwyspie Westerplatte. Pół miliona gości odwiedzających to miejsce, ważne dla naszego społeczeństwa i zagranicznych gości, którzy do tej pory spotyka się z pewną prowizorką - mówił.

Zapewnił, że za 14 miesięcy parking i biuro obsługi ruchu turystycznego zostaną oddane do użytkowania.

Budowa Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 w Gdańsku ma rozpocząć się w 2025 roku i potrwać dwa lata.

Pod koniec stycznia br. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ogłosiło "Dwuetapowy realizacyjny Konkurs architektoniczno-urbanistyczny na opracowanie koncepcji projektowej Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 - Oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku na Westerplatte".

W czerwcu Sąd Konkursowy, któremu przewodniczyła prof. Lucyna Nyka, wyłonił 5 opracowań studialnych kwalifikujących się do drugiego etapu konkursu. Ich autorzy zostali zaproszeni do złożenia prac, które uszczegółowiły wcześniej zaproponowane rozwiązania.

W konkursie przewidziano nagrody pieniężne o łącznej kwocie 240 tys. złotych. Zwycięzca dodatkowo otrzyma możliwość opracowania pełnej dokumentacji projektowej dla zaproponowanych przez siebie założeń koncepcyjnych.

fronda"Podejrzewam, że elitom unijnym na tyle brakuje elementarnej wyobraźni politycznej, że nie dociera do nich, iż jeśli będą tak usilnie formować procesy centralizacyjne, pozbawiające de facto państw członkowskich ich suwerenności - to proces rozpadu Unii Europejskiej będzie postępował, a za Wielką Brytanią pójdą kolejne kraje" - powiedział wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin w rozmowie z Fronda.pl.

Fronda.pl: Temat potencjalnej koalicji sił prawicowych z PSL powraca co jakiś czas, co najmniej od ponad ćwierćwiecza. O koalicji z PSL zamiast z Unią Wolności mówiło w przypadku AWS, a potem także w 2005 roku, gdy w drugiej turze wyborów prezydenckich ludowcy poparli Lecha Kaczyńskiego zamiast Donalda Tuska, co miało być wstępem do powyborczej koalicji parlamentarnej z PiS. Temat powrócił jeszcze w 2007 roku, gdy LPR i Samoobrona opuściły koalicję z PiS. Tymczasem jednak na szczeblu centralnym nigdy do takiej koalicji pomiędzy prawicą a PSL nie doszło. Jakie są szanse, że tym razem może się to udać?

Jarosław Sellin (wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, poseł PiS): Tak, to jest ciekawe, że krąży zawsze w czasie wyborów taki dowcip, gdzie działacz PSL na pytanie o to, kto wygra wybory, odpowiada niezmiennie: nasz przyszły koalicjant. Jest to jednak bardzo nieprawdziwy dowcip, dlatego, że już ponad 30 lat mamy tę nową polską demokrację, a PSL wchodził dotąd w koalicje wyłącznie z postkomunistami - w pierwszej fazie oraz z liberałami - w fazie drugiej. Za to nigdy z prawicą. Mimo, że takie możliwości istniały. Oczywiście to nie jest tak, że historia jest zdeterminowana. Można sobie więc wyobrazić różne scenariusze powyborcze. My będziemy próbować szukać sejmowej większości. Wygraliśmy te wybory, więc mamy do tego prawo. I jesteśmy gotowi rozmawiać z każdym, kto chce kontynuować dobrą politykę ostatnich 8 lat. Był to bowiem dobry czas dla Polski i dla Polaków.

Politycy Platformy Obywatelskiej już otwarcie przyznają, że poprą forsowane zmiany w traktatach europejskich, wobec których całkowicie zobojętniały społeczeństwa zachodnie. Czy grożą nam zatem Stany Zjednoczone Europy? A może prędzej czy później nastąpi implozja tego systemu, której skutki ciężko dziś przewidzieć?

Uważam, że bardzo dobre pytanie postawił podczas naszej konwencji wyborczej w Katowicach premier Mateusz Morawiecki, choć niestety niewielu zwróciło na to uwagę. Powiedział on o tym, że dotąd spieraliśmy się o to, czyja będzie Polska i jaka będzie Polska, a teraz stajemy przed fundamentalnym pytaniem, czy będzie Polska? Lewicowo-liberalne elity dominujące w Unii Europejskiej chcą ewidentnie przyspieszyć proces jej centralizacji i zbliżania się do modelu superpaństwa europejskiego. Z odebraniem kluczowych prerogatyw unijnym, narodowym państwom członkowskim. I jest to forsowane zarówno przez środowiska pseudo-chadeków, do których należą Platforma Obywatelska i PSL, socjalistów, do których należy nasza lewica oraz frakcję liberałów, do których przynależy formacja Szymona Hołowni. W efekcie mamy więc tu do czynienia z bardzo istotnym zawężaniem polskiej suwerenności i niepodległości.

Oczywiście procedura przeprowadzania tych niezwykle ważnych zmian jest długa, ale jednak proszę zwrócić uwagę na fakt, że nikt już nawet nie proponuje postawienia tych kluczowych kwestii do rozstrzygnięcia przed obywatelami poszczególnych państw członkowskich, tak aby w sposób demokratyczny, na drodze referendalnej wyrazić swoje zdanie na temat proponowanych zmian. A jest tak pewnie dlatego, że gdy podejmowano próbę wprowadzenia konstytucji unijnej, przepadła ona właśnie w ogólnokrajowych referendach i to w dwóch tak istotnych dla wspólnoty Unii Europejskiej państwach, jak Francja czy Holandia. Teraz więc oligarchia urzędniczo-biurokratyczna w Brukseli nie chce do tego dopuścić. „Demokraci” z UE nie chcą już słyszeć głosów poszczególnych narodów, lecz dążą do tego, by im te proponowane zmiany narzucić w sposób odgórny.

Myślę, że spieszą się oni również dlatego, że widać dość wyraźnie, iż w kolejnych wyborach do Parlamentu Europejskiego umacnia się stopniowo nurt konserwatywno-prawicowy, który zresztą najprawdopodobniej po wyborach do Europarlamentu z czerwca przyszłego roku będzie jeszcze silniejszy niż dziś. Natomiast po narzuceniu unijnej wspólnocie omawianych zmian, motorem napędowym Unii Europejskiej będą Niemcy - z Francją i krajami Beneluksu w roli junior-partnerów. Najbardziej strategiczne decyzje dla naszego kontynentu będą wówczas zapadać w Berlinie i Brukseli a także częściowo w Paryżu. Natomiast wszystkie pozostałe kraje członkowskie będą tu w tych kluczowych sprawach pozbawione prawa głosu. O wielu więc zasadniczych dla Polski sprawach będzie się decydować nie w Warszawie, lecz we wspomnianych przed chwilą trzech ważnych unijnych ośrodkach. I to jest najgłębsza istota tych zmian.

A czy owo przyspieszanie centralizacji może doprowadzić do wspomnianej implozji, o którą pan pytał? Myślę, że warto tu przypomnieć, że przecież nie z innego powodu występowała z Unii Europejskiej Wielka Brytania. Londyn czuł się bowiem pozbawiony prawa głosu w wielu istotnych sprawach, a do tego doszła jeszcze kwestia pewnej arogancji unijnej oligarchii. I ten Brexit to była prawdziwa katastrofa dla wspólnoty unijnej, która do tamtej pory przecież wyłącznie się rozszerzała i otwierała na nowych członków, a nigdy wcześniej żaden kraj z niej nie występował. A tu kwestia dotyczyła jeszcze tak ważnego, wielkiego i silnego gospodarczo państwa, jakim jest Wielka Brytania.

Podejrzewam, że elitom unijnym na tyle brakuje elementarnej wyobraźni politycznej, że nie dociera do nich, iż jeśli będą tak usilnie formować procesy centralizacyjne, pozbawiające de facto państw członkowskich ich suwerenności - to proces rozpadu Unii Europejskiej będzie postępował, a za Wielką Brytanią pójdą kolejne kraje. Tym bardziej, że mamy przecież z ostatnich lat mnóstwo dowodów na to, że w kluczowych momentach, jak choćby w przypadku pandemii czy wojny na Ukrainie, państwa narodowe w swych reakcjach i działaniach sprawdzają się zdecydowanie lepiej niż struktury unijne. Jest to więc kompletny brak wyobraźni unijnych elit lewicowo-liberalnych oraz niszczenie dobrego projektu, jakim jest Unia Europejska przez jego nachalną ideologizację.

Były marszałek Sejmu Marek Jurek zwrócił uwagę na fakt, że w październikowym referendum aż niespełna 11 milionów Polaków opowiedziało się przeciwko ingerencjom Brukseli w kwestii narzucania nam przymusowej relokacji nielegalnych imigrantów. Tymczasem w trakcie referendum akcesyjnego sprzed 20 lat o naszym wejściu do Unii Europejskiej zadecydowało nieznacznie ponad 2,5 miliona polskich obywateli więcej, aniżeli teraz na drodze referendalnej pokazało żółtą kartkę unijnym ingerencjom. Może jesteśmy już zatem na takim etapie, gdy zasadne staje się pytanie, czy pozostawanie w Unii Europejskiej, w takim jej kształcie, ku jakiemu ona z całą determinacją zmierza, leży jeszcze rzeczywiście w naszym interesie narodowym?

Bardzo szanuję opinie Marka Jurka, z którym od dawna znam się osobiście. I pamiętam, że 20 lat temu w tej sprawie różniliśmy się. On był w tym nurcie prawicy, która uważała, że nie należy wchodzić do Unii Europejskiej. A ja w tym, który opowiadał się za wejściem w unijne struktury. I nadal uważam, że warto w nich być.

Za wszelką cenę natomiast należy próbować zmieniać i uzdrawiać sytuację wewnątrz Unii Europejskiej. Osłabiać jej lewicowo-liberalne elity, a umacniać nurt prawicowo-konserwatywny. Moim zdaniem to się jeszcze może udać. Możemy jeszcze te złe zmiany w UE zablokować. Uważam zresztą, że musimy w Unii być również z powodów geopolitycznych. Jesteśmy przecież częścią świata Zachodu. I ten świat Zachodu ma dwie wielkie struktury, w których jest zorganizowany. Są to: NATO i właśnie Unia Europejska. Tam jest nasze miejsce. A poza tymi organizacjami znaleźlibyśmy się w jakiejś szarej strefie. I ze względu na nasze położenie geograficzne nie byłoby to dla nas dobre. Mocarstwo ze wschodu, z którym mocujemy się już od kilku wieków dostałoby wówczas klarowny sygnał, że jest tutaj pole do intensyfikacji jego wpływów. Nie powinniśmy więc moim zdaniem wychodzić z Unii Europejskiej.

Uważam natomiast, że jak najbardziej można i należy posługiwać się wspomnianym argumentem referendalnym, bo głosy 11 milionów ludzi mają swoje ogromne znaczenie. Jeśli uda nam się więc stworzyć nowy rząd i pozostać przy władzy, niewątpliwie będziemy tego argumentu używać.

Donald Tusk poleciał do Brukseli i nagle w oczach tamtejszych polityków Polska przestała być niepraworządną dyktaturą, pomimo że w kwestii wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju nie został przecież zmieniony ani jeden przepis. Czy pokazuje nam to jednak jak na dłoni rzeczywiste, polityczne intencje UE wobec Polski?

Powiedzmy sobie otwarcie, te wszystkie spory proceduralno-prawne miały kompletnie drugorzędne znaczenie. Polska przez 8 lat na prośby polityków opozycji totalnej, formułowane w kierunku ich sojuszników z brukselskiej centrali, podlegała po prostu sankcjom ekonomicznym i finansowym tylko dlatego, że Polacy ośmielili się wybrać w demokratycznych wyborach konserwatywno-prawicowy rząd. Podkreślmy raz jeszcze - działo się to wszystko na wyraźną prośbę polskiej opozycji, która chciała mieć w postaci Unii Europejskiej jeszcze jeden instrument do odzyskania utraconej w procesie demokratycznym władzy w naszym kraju, w myśl słynnego już programu: „ulica i zagranica”. Jeśli bowiem Donald Tusk jeszcze przed wyborami deklaruje, że po ewentualnym dojściu do władzy odblokuje środki z KPO oznacza to, że to właśnie on nam je wcześniej zablokował. I nagle okazuje się, że żadne zmiany prawne nie są już wymagane do odblokowania tychże środków, a wystarczy jedynie sama zmiana obozu rządzącego. Była to więc po prostu od początku niezwykle brutalna gra przeciwko Polsce, prowadzona za pośrednictwem instrumentu finansowo-ekonomicznego. Tylko dlatego, że Polacy ośmielili się wybrać konserwatywno-prawicowy rząd, czego unijne elity sobie zwyczajnie nie życzyły.

Pomimo powtarzanych przez opozycję tez o fatalnym stanie finansów publicznych, PKB Polski rośnie ze znaczną prędkością, a nasz kraj pozytywnie oceniają agencje ratingowe. Czy istnieje obawa, że jeśli dojdzie do zmiany władzy to nasz PKB zostanie wessany przez pogrążone w stagnacji Niemcy?

Mamy naprawdę dość dobrą sytuację do porównywania. Wcześniej mieliśmy 8 lat rządów Platformy Obywatelskiej, a teraz 8 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Kiedy oni oddawali stery państwa to wysokość budżetu Polski nie dochodziła nawet do 300 miliardów złotych. Natomiast po 8 latach naszych rządów, ten sam polski budżet sięga prawie 700 miliardów złotych. Dzięki temu, że pogoniliśmy mafię i złodziei, którzy ten budżet okradali, mogliśmy go w efekcie skonsolidować oraz wdrożyć w wielu wymiarach prowadzenie ambitnej polityki i wartościowych programów społecznych, obronnych czy inwestycyjnych - nie tylko na poziomie centralnym, ale również lokalnym. Budżet zostawiamy więc w dobrym stanie. Choć już w czasie kampanii wyborczej przewidywałem, że gdyby opozycji udało się po wyborach przejąć władzę, będą oni za brak realizacji swoich często nierealnych obietnic przedwyborczych obarczać winą odziedziczony stan budżetu państwa. A przecież można na tym budżecie kontynuować prowadzenie dobrej i ambitnej polityki. Pytanie tylko, czy się chce?

Natomiast zagrożenie płynące dla nas z obecnego stanu gospodarki niemieckiej jest oczywiście realne. Z Niemcami realizujemy przecież aż 1/4 całej naszej wymiany handlowej ze światem. Życzymy więc naszemu wielkiemu sąsiadowi, żeby z tej stagnacji wyszedł, bo ona odbija się i na naszej gospodarce. Trzeba niewątpliwie ratować się wielkimi inwestycjami oraz zabiegać o powiązania gospodarcze z innymi silnymi krajami. Jest to możliwe i to właśnie robiliśmy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

papMusimy zrozumieć, że bierzemy udział w bitwie pomiędzy cywilizacją i barbarzyństwem – powiedział w niedzielę pod pomnikiem Bohaterów Getta do uczestników zgromadzenia wyrażającego solidarność z Izraelem i ofiarami terroru ambasador Izraela w Polsce Jakow Liwne.

Około tysiąca osób wzięło udział w niedzielę po południu w publicznym zgromadzeniu pod pomnikiem Bohaterów Warszawskiego Getta, wyrażającym solidarności z Izraelem i ofiarami terroru. Zorganizowali je Chabad Lubawicz Polska, naczelny rabin Polski, Gmina Wyznaniowa Żydowska i prezes Fundacji Shalom Gołda Tencer.

Między pomnikiem a Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN ustawiono symboliczny stół nakryty białym obrusem i otoczony pustymi krzesłami, na których umieszczono plansze ze zdjęciami i nazwiskami Żydów porwanych 7 października podczas ataku Hamasu na Izrael.

Zgromadzeni wokół stołu manifestanci przynieśli kilkaset flag Izraela. Widać było także flagi Polski, Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Rozwieszono banery z napisami: "Bring Alex Home now", "Solidarni z Izraelem. I stand with Israel", "Don't let your kids be next". Uczestnicy trzymali także transparenty m.in. z napisami "More Hummus less Hamas" i "Żądamy wydalenia zwolenników Hamasu z Polski".

"Po 7 października Brama Łez jest otwarta na oścież. Można by powiedzieć, że łzy są częścią składową losu ludzkiego, ponieważ śmierć jest częścią składową naszego żywota" - powiedział, inaugurując zgromadzenie, były więzień obozu w Auschwitz, polski historyk Marian Turski.

"Jednak śmierć śmierci nie jest równa" - powiedział i przywołał scenę z filmu "Lista Schindlera", w której nazista Amon Göth z balkonu rozstrzeliwuje Żydów. "Różnica między śmiercią a śmiercią jest ta, że ta druga śmierć jest śmiercią, którą ktoś zadaje z żądzy śmierci, z żądzy morderstwa. Zadaje ją, żeby upokorzyć tego, który zginie. Żeby on przy tym cierpiał, żeby ogarniał go lęk i przerażenie" - wyjaśnił.

Marian Turski podkreślił, że "jeżeli Hamas - a ma to w swojej ideologii, w swoich zamiarach - chce usunąć, wymazać Izrael z tego miejsca, gdzie moi towarzysze niedoli, ocaleńcy tacy jak ja chcieli budować nowe życie (...) - to ja jestem z nimi". "Wyobraźmy sobie - straszne jest to co powiem - że Hamas osiąga swoje cele, że potrafi +wrzucić do morza+ Izraelczyków, wymazać to państwo. Co się wtedy może dziać, wyobraźmy to sobie. Jakie to jest koło napędowe, koło zamachowe dla wszystkich bractw muzułmańskich" - powiedział.

"To jest przewrót w wielu krajach Afryki, Azji - przewrót, który grozi cywilizacji naszej, bo wiemy, czego dokonywało Państwo Islamskie" - ocenił. "A więc jest to w interesie świata, który podziela nasze wartości, świata cywilizowanego, przywódców tego świata, żeby Izrael nie był samotny. Po to tu jesteśmy, żeby oni wiedzieli: +nie będziecie samotni; będziemy razem z wami+" - wyjaśnił. "Ponieważ cofnięcie się oznaczałoby cofnięcie się procesu cywilizacyjnego o 500 lat, może o tysiąc lat - kto wie - na obszarze równym dwóm Europom" - ocenił Marian Turski, dodając, że "na szczęście jest państwo Izrael i jego silna armia".

"I myślę, że powinniśmy również z tym argumentem trafić do społeczeństw europejskich, do społeczeństwa naszego, żeby zrozumiało, iż ludzie, którzy tam walczą - walczą również o naszą przyszłość, o przyszłość naszych dzieci" - podkreślił były więzień obozu w Auschwitz.

Ambasador Izraela w Polsce Jakow Liwne podziękował Marianowi Turskiemu za wystąpienie.

"7 października to był najgorszy dzień od Holokaustu. Nieliczni mężczyźni, kobiety, starsi ocaleni z Holokaustu jako dzieci, zostali zamordowani, zgwałceni i spaleni. Dżihadyści z Hamasu porwali ponad 200 Izraelczyków, 33 dzieci i 10 niemowląt w wieku poniżej pięciu lat" - mówił. "Mamy nadzieję i modlimy się o to, by porwani wrócili do domu bezpiecznie. Dzisiaj z Warszawy, z tego miejsca żądamy: +przyprowadźcie ich z powrotem, teraz+" - zaapelował. "Ale w przeciwieństwie do czasów Zagłady, dziś mamy żydowskie państwo, które chronimy i które chroni nas" - podkreślił Jakow Liwne.

Zaznaczył, że "wspierający dżihad" Hamasu "nawołują do drugiego Holokaustu, a na to nie ma zgody".

"Musimy zrozumieć, że bierzemy udział w bitwie pomiędzy cywilizacją i barbarzyństwem. 7 październik przypomniał nam, że nie możemy się ukrywać przed złem i nie możemy się bać. Najbardziej nie możemy stać z boku i nie reagować. Brak reakcji i hipokryzja nie są sposobem działania - są reakcją, która spowoduje, że barbarzyńcy przyjdą do naszych domów" - powiedział. "Dziś jest to zupełnie jasne dla liderów na całym świecie - w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, Berlinie, Rzymie i tutaj w Warszawie" - podkreślił.

"Wiemy wszyscy, że aby przetrwać jako cywilizacja, musimy się bić z barbarzyńcami i wygrać. Obiecaliśmy +nigdy więcej+ i trwamy na tym stanowisku" - mówił. "Izrael będzie eliminował Hamas tak samo, jak świat eliminował nazistowskie Niemcy i ISIS. Gdy Hamas zostanie zniszczony, świat stanie się bardziej bezpieczny, a ludzie w Gazie zostaną uwolnieni od morderczej dyktatury. Będziemy gonić za każdym z tych nazistowskich dżihadystów" - obiecał ambasador Izraela w Polsce.

"Dziękuję drodzy przyjaciele za wasze wsparcie. Razem zwyciężymy. Niech żyje państwo Izrael" - zakończył Jakow Liwne.

"Powiem, co czuję przez ostatnie trzy tygodnie jako jeden Żyd z diaspory. (...). Jestem załamany i pełen łez" - powiedział naczelny rabin Polski Michael Schudrich.

"Ale gdy patrzę na was dzisiaj, to czuję nadzieję. Kiedy my stoimy razem - jest nadzieja jest Tykwa" - mówił. "Dlatego bardzo chcę podziękować wszystkim, którzy są tutaj: Żydom i nie-Żydom, chrześcijanom, niewierzącym, wyznającym inne religie. Dziękuje, że jesteśmy razem" - mówił. "My mamy złamane serca, ale nie jesteśmy słabi. My jesteśmy silni. My wygramy, ponieważ to jest wojna między dobrem i złem. Wygramy, ponieważ my wszyscy stoimy razem" - podkreślił Michael Schudrich, dodając, że "kiedy brakuje słów, zawsze jest modlitwa".

Prezes Fundacji Shalom i dyrektor Teatru Żydowskiego w Warszawie Gołda Tencer odczytała okolicznościowy wiersz o żydowskich dzieciach.

"Niestety, mamy już pewność, że do dat tragicznych w historii narodu żydowskiego dochodzi jeszcze jedna data - 7 października - i będzie obchodzona już każdego roku. Tysiąc czterysta osób zamordowanych, ponad trzy tysiące rannych, około dwustu trzydziestu porwanych, których piękne twarze widzimy dzisiaj wokół tego stołu rozściełanego na placu pomiędzy pomnikiem Bohaterów Warszawskiego Getta i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN" - powiedział wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin.

"Zginęli tylko dlatego, że byli Żydami. Dziecko, kobieta, starzec, mężczyzna - obojętne. Dlatego te porównania, które już tutaj padły. Bo Holokaust to był mord zorganizowany przeciwko ludziom, którzy musieli zginąć dlatego, że byli Żydami" - wyjaśnił. "Myślę, że dla tego państwa, z którym się dzisiaj solidaryzujemy, 7 października 2023 r. jest też takim dniem, jak dla Stanów Zjednoczonych 11 września 2001 r. Też terroryści, też zabijanie niewinnych ludzi, po prostu z nienawiści" - ocenił.

Sellin podkreślił, że "dziś przede wszystkim zebraliśmy się po to (...), żeby dopominać się o uwolnienie porwanych".

"Widzimy ich zdjęcia, widzimy wiek, który mają, widzimy wśród nich polskiego obywatela Alexandra Dancyga, o którego też państwo polskie się dopomina" - mówił. "Trudno sobie wyobrazić, co ci ludzie przeżywają. Nie wiemy, gdzie są przetrzymywani i nawet nie mamy pewności, czy jeszcze żyją? Ufamy, że tak. (...) Trudno nam sobie wyobrazić, co przeżywają ich rodziny, które czekają, ufają, że jednak wrócą. Że to, czego się dopominał takim mocnym głosem ambasador Izraela zostanie zrealizowane" - powiedział wiceszef resortu kultury, który zacytował fragment przemówienia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na temat antysemityzmu, wygłoszonego w czasie obchodów rocznicy spalenia synagogi w Białymstoku z tysiącem ludzi w środku.

"Ufam, że ponad podziałami będziemy wiedzieli, co jest w interesie całej cywilizacji świata Zachodu, po prostu całego cywilizowanego świata - i w interesie również Polski. Taką postawę w sprawie tego, z czym zmaga się dzisiaj państwo Izrael utrzymujmy" - zaapelował Jarosław Sellin.

"Stoimy w miejscu, które sto lat temu, 80 lat temu było sercem żydowskiej Warszawy. (...) Jesteśmy w środku żydowskiej, warszawskiej dzielnicy, która przestała istnieć dlatego, że Niemcy zadecydowali, że narodu żydowskiego ma już nie być na planecie. Dzisiaj dokładnie te same hasła, które głosili niemieccy naziści, głosi Hamas" - powiedział wicemarszałek Senatu Michał Kamiński. "Dokładnie ten sam cel - starcie Żydów z powierzchni ziemi towarzyszy tym, którzy dzisiaj znowu mordują ludzi tylko dlatego, że są Żydami" - wyjaśnił.

Podkreślił, że "dlatego my, Polacy, jesteśmy dzisiaj tutaj, by pokazać, że Warszawa jest z Izraelem i Polska jest z Izraelem".

Podczas zgromadzenie pod pomnikiem Bohaterów Warszawskiego Getta przemawiali także: ojciec zabitego w kibucu Bari niespełna 22-letniego Dora Cwi Rider, zastępca prezydenta Warszawy Tomasz Bratek, poseł Władysław Teofil Bartoszewski, poseł i przewodniczący Polsko-Izraelskiej Grupy Parlamentarnej Michał Szczerba.

Po wystąpieniach odczytano listę ponad 200 porwanych przez Hamas Izraelczyków, a następnie modlitwę za zakładników i zaginionych odmówili rabini. Z kolei przewodniczący Chabad Lubawicz Polska rabin Shalom Dov Ber Stambler z synem Joelem odczytali Psalm 122, po czym rabin Stambler zadął w szofar.

Na zakończenie aktor Teatru Żydowskiego Genady Iskhakov odśpiewał hymn Izraela.

©2005 - 2024 Jarosław Sellin. All Rights Reserved. Designed By JoomShaper

Search