Historycy Polskiej Akademii Nauk chcieliby ograniczyć badania naukowe do uczelni i instytutów PAN. Twierdzą, że Instytut Pamięci Narodowej czy Instytut Pileckiego są upolitycznione
W apelu skierowanym do „decydentów politycznych” historycy skupieni w Komitecie Nauk Historycznych PAN zarzucają poprzednim władzom, że podjęły szeroko zakrojone działania mające na celu zmianę „społecznych wyobrażeń i ocen przeszłości”. Służyć temu miało, według nich, powołanie takich instytucji, jak Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, Instytut Strat Wojennych i Instytut Pileckiego, „podporządkowanych” rządzącym, oraz „poddanie pełnej kontroli” IPN czy Instytutu Zachodniego politykom.
Jarosław Sellin, były wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, resortu, który utworzył szereg instytutów, ocenia twierdzenia Komitetu jako „insynuacje”. – Politycy podejmują decyzje o tworzeniu takich instytucji, ponieważ dysponują środkami państwowymi, ale później te instytucje same już planują i wykonują swoją pracę wedle własnych kompetencji – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” były wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
Członek Kolegium IPN prof. Mieczysław Ryba zwraca uwagę, że prace historyków zatrudnionych w Instytucie czy innych placówkach podlegają takiej samej ocenie naukowej jak innych historyków.
Były minister edukacji i nauki prof. Przemysław Czarnek mówi „Naszemu Dziennikowi”, że poprzednie rządy zatamowały właśnie działania mające charakter tzw. pedagogiki wstydu. – Były takie czasy w historii Polski, kiedy finansowano tylko te badania, które pokazywały Polaków w złym świetle, nie pozwalały na budowanie dumy z polskości. Były częścią pedagogiki wstydu. Kiedy byłem ministrem edukacji i nauki, te czasy się skończyły. Finansowane badania były oceniane przez specjalistów – akcentuje nasz rozmówca.
Komitet Nauk Historycznych PAN w swojej uchwale podpisanej przez przewodniczącego prof. Tomasza Schramma sugeruje, że skutkiem wpływów politycznych był brak zachowania naukowych standardów, a nominowani przez polityków kierownicy tych instytucji wydawali polecenia, narzucali tematy badawcze lub oczekiwali „uzasadnienia przyjętych z góry tez”.
Takim stanowiskiem jest zaskoczony Jarosław Sellin. – Zamiast cieszyć się z tego, że historycy mają kolejną przestrzeń instytucjonalną do prowadzenia własnej działalności, do badań, publikowania, upowszechniania wiedzy, występują przeciwko tym instytucjom. To jest zdumiewające – zauważa.
Istotne dla państwa
Każde państwo w ramach polityki historycznej jest zainteresowane zbadaniem i wyjaśnieniem wielu kwestii, zwłaszcza jeśli nie są one badane w ramach działalności uniwersyteckiej. – Jest coś takiego jak polityka historyczna państwa i ona bynajmniej nie polega na tym, że odpowiednim instytucjom daje się zadanie udowodnienia jakiejś tezy, tylko stawia się jakiś problem, żeby został on rozwiązany – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca na KUL i w AKSiM. – A są kwestie niezwykle istotne z punktu widzenia polityki państwa, np. straty wojenne czy kwestie zbrodni ludobójstwa na Polakach itp., które nie były podejmowane w badaniach uniwersyteckich – wskazuje historyk.
Państwo poprzez politykę grantową czy aktywność różnych instytutów może posiąść wiedzę i zyskać rozeznanie w kluczowych dla niego sprawach. I ku temu zmierzało powoływanie tych instytutów. – Po prostu zachęca się historyków, żeby zajmowali się sprawami do tej pory niezbadanymi, a bardzo ważnymi z punktu widzenia interesu państwa – zaznacza nasz rozmówca.
Pytanie o rolę PAN
– Można by zapytać, dlaczego Komitet Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk nie pracował nad solidnym, merytorycznym raportem na temat strat wojennych, których Polska doznała z powodu agresji niemieckiej – punktuje Jarosław Sellin. Podnosi, że nie było zarzutów do merytorycznej treści tego raportu, tylko do politycznych postulatów. Jarosław Sellin pyta dalej, czy Komitet ma jakieś zasługi w promowaniu polskiego doświadczenia historycznego w Berlinie, Stanach Zjednoczonych czy w Izraelu, co jest udziałem Instytutu Pileckiego. – Czy ma jakieś zasługi w upowszechnianiu wiedzy o Witoldzie Pileckim i zbudowaniu muzeum Witolda Pileckiego, które mamy już w Ostrowi Mazowieckiej? A to są m.in. osiągnięcia tego Instytutu. Jakie Komitet ma zasługi w dziedzinie upowszechniania wiedzy o tradycji myśli narodowej i chrześcijańsko-demokratycznej? Czy wydał wielotomowy słownik biograficzny działaczy polskiej myśli narodowej i chrześcijańsko-demokratycznej? Bo Instytut wydał. Czy Komitet Nauk Historycznych planuje budowę muzeum Dmowskiego czy Paderewskiego? Instytut to robi. Takie stanowisko Komitetu to jeden wielki wstyd – ocenia były wiceminister kultury.
Nieskrępowane badania
Rzecznik prasowy IPN dr Rafał Leśkiewicz zdecydowanie podkreśla, że Instytut od samego początku był instytucją apolityczną, którego prezes jest wybierany przez Sejm, a IPN odpowiada przed Sejmem w zakresie przyznanego budżetu i prowadzonej przez niego działalności. – Projekty badawcze, badania naukowe czy tematy badań naukowych są formułowane przez historyków pracujących w Instytucie Pamięci Narodowej, są zatwierdzane przez Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej w ramach kilkunastu centralnych projektów badawczych realizowanych przez IPN – tłumaczy dr Rafał Leśkiewicz. – Centralne projekty badawcze zgodnie z ustawą są akceptowane, zatwierdzane przez Kolegium IPN, w którego składzie znajduje się wielu wybitnych historyków, chociażby prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Polak czy prof. Mieczysława Ryba – zwraca uwagę rzecznik Instytutu.
Dodaje, że poza tym historycy zatrudnieni w IPN sami formułują swoje tematy badawcze. – Uzgadniając je w normalnym trybie naukowego dyskursu ze swoimi przełożonymi i w ramach działań ustawowych IPN obejmujących lata 1917-1990 swobodnie, w nieskrępowany sposób te badania prowadzą – twierdzi rzecznik. – Sformułowania, które pojawiły się w oświadczeniu Komitetu Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk, są w gruncie rzeczy, jeżeli chodzi o Instytut Pamięci Narodowej, oderwane od rzeczywistości, nie mają żadnego pokrycia w faktach – podsumowuje dr Rafał Leśkiewicz.
Walka z polskością
Złudzeń co do powodów pisma opowiadającego się za ograniczeniem badań historycznych nie ma prof. Mieczysław Ryba. – Mamy działania pedagogiki wstydu, gdzie wyszukuje się tylko tematy dla Polaków obciążające, a unika tych, które są chwalebne. Pamiętajmy o tym, że gdybyśmy szli tropem obciążenia jakiegokolwiek narodu o cokolwiek, to zawsze znajdziemy jednostkowe przypadki złych zachowań i możemy skupić całą swoją uwagę tylko na tym, zachwiać proporcje w opisie i ocenie rzeczywistości, a później kreować wizerunek bardzo szkodliwy – przestrzega nasz rozmówca. Dodaje, że braków badawczych w tym zakresie było co niemiara i te instytuty podejmowały te kwestie. – To jest niezwykle ważne, ponieważ każdy, kto racjonalnie podchodzi do rzeczywistości, czy też widzi interes państwa polskiego, również w perspektywie właśnie tak prowadzonej polityki historycznej, wie, że to ma ogromne znaczenie. Natomiast wydaje mi się, że szczególnie środowisko lewicowo-liberalne widzi to inaczej. Stąd ta irytacja – uważa historyk.
Komitet Nauk Historycznych PAN twierdzi, że „właściwym środowiskiem dla badań naukowych są instytucje posiadające autonomię naukową – uczelnie, instytuty PAN, towarzystwa naukowe”. W stanowisku podkreślono, że „środki zaoszczędzone na przedsięwzięciach budzących wątpliwości merytoryczne i etyczne powinny być przeznaczone na podlegające jakościowej ocenie badania i edukację historyczną”.
Pytanie, czy Komitet chce mieć monopol na badania historyczne, staje się zasadne. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma w ustawie przypisane prowadzenie polityki historycznej i polityki pamięci państwa. – Wszystkie środki przeznaczone na badania historyczne były wydawane po wcześniejszym opiniowaniu specjalistów, ale jeżeli panu Schrammowi nie podobają się specjaliści, którzy chcą pokazywać wielkość naszego Narodu w historii, nasze osiągnięcia, nasze bohaterstwo, nasz wkład w obronę Europy przed siłami z innych cywilizacji na przestrzeni wieków, nie znaczy to, że tych specjalistów nie będzie – puentuje prof. Przemysław Czarnek.