Myślę, że ma pan rację, że dla części naszych wyborców ta decyzja nie jest do końca zrozumiała. Ale w miarę upływy dni, tygodni, kiedy premier Morawiecki przedstawi expose i pokażemy konkretne działania, które przeprowadzi już ten rząd pod nowym kierownictwem, jestem przekonany, że to będzie dla wszystkich bardziej zrozumiałe – powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jarosław Sellin, wiceminister kultury i poseł PiS.
wPolityce.pl: Panie Ministrze, została odwołana premier wręcz z rekordowym poparciem społecznym. Nie martwi się Pan niezrozumieniem tej decyzji i zaniepokojeniem ze strony wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości? Pewne takie sygnały już dochodzą.
Jarosław Sellin: My jesteśmy drużyną i w drużynie zastanawialiśmy się, jaką mamy misję do wypełnienia w polityce, służeniu ludziom i poszerzaniu dobra wspólnego. Uznaliśmy, że do tych zadań, które są wskazane na następne dwa lata, warto zrobić takie przegrupowanie personalne, że z pozycji premiera wykona je przede wszystkim Mateusz Morawiecki. Ale bardzo się cieszę, że właśnie bardzo popularna i z dobrym dorobkiem politycznym pani premier Beata Szydło pozostanie w rządzie na wysokim stanowisku. Dalej więc będziemy mogli udowadniać, że realizujemy nasza zadania jako drużyna. I tutaj sprawy ambicjonalne, czy personalne mają drugorzędne znaczenie, choć wiem, że w świecie mediów i obserwatorów sceny politycznej te kwestie są często przesadnie i nadmiernie analizowane. W ramach naszego obozu politycznego utworzyliśmy taką kulturę, że one jednak nie mają pierwszorzędnego znaczenia i wskutek nawet najbardziej odważnych decyzji personalnych, nie ma żadnych otwartych frontów i rozłamów, czyli tego, co było plagą polskiej prawicy jeszcze w latach 90. Teraz tego już nie ma. Po prostu działamy dalej, i działamy wspólnie dla realizowania kolejnych zdań.
Myślę, że ma pan rację, że dla części naszych wyborców ta decyzja nie jest do końca zrozumiała. Ale w miarę upływy dni, tygodni, kiedy premier Morawiecki przedstawi expose i pokażemy konkretne działania, które przeprowadzi już ten rząd pod nowym kierownictwem, jestem przekonany, że to będzie dla wszystkich bardziej zrozumiałe.
Na ile jest dzisiaj pewne, że Beata Szydło pozostanie w rządzie, właśnie na stanowisku wicepremiera ds. społecznych?
Myślę, że to jest pewne. Bo taka jest decyzja samej pani premier, że chce taką funkcję pełnić, ale taka jest również prośba kierownictwa politycznego i osobiście Jarosława Kaczyńskiego. Bardzo się z tego cieszę, bo ta praca przez ostatnie dwa lata z panią premier była dla mnie - jako członka rządu - zaszczytem. I cieszę się, że z tym doświadczeniem politycznym, jakie niesie ze sobą pełnienie funkcji premiera, Beata Szydło będzie nas dalej w rządzie wzmacniać.
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że premier Szydło została odwołana w mało delikatny sposób, że ogłoszenie tej ważnej decyzji przez rzecznik PiS Beatę Mazurek na podwórku przy siedzibie partii na Nowogrodzkiej nie miało w sobie należytej klasy.
Nie czepiajmy się tego. Taka jest uroda demokratycznej polityki, że w miejscu, gdzie zapadają ważne decyzje polityczne czyhają dziennikarze i nie sposób ich lekceważyć, czy udawać, że nic się nie stało, tylko trzeba wyjść i powiedzieć - taka jest rola rzecznika. Ten anturaż wybrali sami dziennikarze, więc nie przywiązywałbym do tego większej wagi.
Pan mówi o braku delikatności tej decyzji. Natomiast zwracam uwagę, że po dyskusji w kierownictwie mojego środowiska politycznego o zadaniach, jakie stoją przed nami i bo bardzo dobrym bilansie dwóch lat, to sama pani premier podjęła decyzję, że ustępuje i zostawia wykonanie tych celów nowej osobie. Wszystko było przy niej transparentnie przedyskutowane. W końcu sama jest członkiem kierownictwa partii, jest wiceprezesem PiS, zasiada w prezydium i komitecie politycznym partii, który tę decyzję omawiał i zatwierdzał, więc pani
premier również w tym uczestniczyła.
Platforma Obywatelska chętnie wybija, że ta decyzja o wyborze nowego premiera zbiegła się w czasie z głosowaniem nad wotum nieufności dla gabinetu Beaty Szydło. Taka zbieżność to przypadek?
Prowadząc swoją - jednak poważną politykę - nie możemy uzależniać się od niepoważnej propozycji niepoważnej opozycji, która składa konstruktywne wotum nieufności o odwołanie rządu i powołanie nowego premiera przewodniczącego PO. A w swoim przemówieniu Grzegorz Schetyna - który chciałby, jak rozumiem, zostać premierem i po to był ten cały ruch polityczny - apelował, żeby szefem rządu został Jarosław Kaczyński. Trudno, byśmy nasz kalendarz polityczny dopasowywali do takich absurdów i śmieszności, jakie nam serwuje opozycja.
Chociaż ta debata sejmowa stała się dla premier Szydło okazją do przypomnienia i podsumowania swoich dokonań w ciągu ostatnich dwóch lat.
Wiadomo, że opozycja składa co jakiś czas konstruktywne wotum nieufności wobec całego rządu, albo poszczególnych ministrów. My się na to nie obrażamy, bo ma do tego prawo. Staramy się również to wykorzystywać do tego, by przedstawiać bilans naszych rządów w poszczególnych dziedzinach. Szczerze mówiąc, to jestem nawet zadowolony, jak od czasu do czasu jest składane wotum nieufności wobec konkretnego ministra, bo wiem jedno - w czasie debaty, która ma wymiar wielogodzinny, możemy przedstawić dobrą politykę rolną, gospodarczą, czy zagraniczną naszego rządu. I wszystkie te wota, które były do tej pory, właśnie to pokazywały, że opozycja strzela sobie w kolano, bo nasza polityka ma jak najlepsze efekty i mamy o czym opowiadać. Bardzo często uzasadnienie wniosku o wotum nieufności jest dużo krótsze niż prezentacja naszych dokonań, bo jesteśmy rządem naprawdę aktywnym i reformatorskim.
Główny cel, jaki stawia teraz przed sobą Zjednoczona Prawica, to gospodarka. Ale w przekazach pojawia się również temat zagranicy. Czy premier Mateusz Morawiecki będzie tą nową twarzą, która pozwoli przełamać jakieś spory na arenie międzynarodowej, np. z Brukselą? To pytanie jest ważne, zwłaszcza po ostatniej zapowiedzi Donalda Tuska, że dalej będzie „angażował się w sprawy polskie, czy to się komuś podoba czy nie”.
Na pewno nie będziemy prowadzić polityki zagranicznej jak PO, której zależało wyłącznie na dobrej opinii partnerów, a która to brała się głównie ze spolegliwości i braku własnych ambicji, bo po prostu Polska nikomu nie przeszkadzała. My prowadzimy inną politykę – podmitową, mamy swoją agendę oraz pogląd na każdą sprawę i to czasami denerwuje naszych partnerów, bo byli przyzwyczajeni, że do tej pory Polska nie dyskutowała, ale wykonywała uzgodnienia wielkich tego świata. Ukuto nawet taką doktrynę, że „płyniemy w głównym nurcie”, a przecież wiadomo, kto ten główny nurt wyznacza.
W naszej polityce zagranicznej na pewno zmian nie będzie. Dalej będziemy się twardo bili o polskie interesy narodowe, przedstawiali swoją agendę i premier Mateusz Morawiecki będzie to kontynuował. Natomiast oczywiście, że mamy tych partnerów bardzo wyraźnych. Jesteśmy w NATO, UE i musimy w tej przestrzeni szukać zrozumienia dla naszych propozycji, a jeśli wybuchają konflikty, to starać się je rozładowywać intensywną rozmową.