Dyrektorzy wielu szkół w całej Polsce w dniach egzaminów maturalnych otrzymało maile o podłożeniu ładunków wybuchowych w ich placówce. W każdym przypadku - alarm był fałszywy, jednak wymuszał zastosowanie określonych procedur bezpieczeństwa, co czasem przekładało się bezpośrednio na egzamin maturalny. - Nie łączę strajku nauczycieli z tymi alarmami bombowymi - powiedział dzisiaj w TVN24 wiceminister kultury Jarosław Sellin. Zdementował w ten sposób, że w wywiadzie dla Radia Zet sugerował, że za alarmami bombowymi w szkołach stoją nauczyciele.
Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin zaprzeczył dzisiaj w programie "Fakty po faktach" w TVN24 jakoby sugerował, że "za alarmami bombowymi w szkołach stoją nauczyciele".
- Właśnie to jest niestety bardzo nieprzyjemna manipulacja - powiedział.
Zwrócił uwagę, że w swoim wywiadzie dla Radia Zet "trzykrotnie dociskany przez dziennikarkę", mówił o tym, że "nie łączy tych faktów".
- Nie łączę faktów alarmów bombowych - bo to trzeba sprawdzić, kto to robi - ale nie sądzę, żeby (to byli) jacyś nauczyciele - podkreślił Sellin.
Zwrócił uwagę, że akcja z alarmami bombowymi "na pewno była zorganizowana przez jakichś profesjonalistów".
- Ale ja w tym wywiadzie trzykrotnie mówię, że nie łączę strajku nauczycieli z tymi alarmami bombowymi. Natomiast faktem jest bezspornym (...), że w czasie strajku widać było, że część strajkujących nauczycieli czy część liderów związkowych była zainteresowana tym, żeby być może egzaminy ósmoklasistów czy gimnazjalistów, a potem być może maturzystów - miały jakiś problem
- wyjaśnił wiceminister kultury.
- To było widać. (...) Jest mnóstwo cytatów, które tego dowodzą
- podkreślił.
- Jestem przekonany, że policja i służby bardzo szybko wyjaśnią, kto dokonywał tych zorganizowanych akcji straszenia bombami w polskich szkołach, żeby matury nie mogły się odbyć. To było naprawdę bardzo groźne
- mówił Sellin, dodając, że "jeżeli ktoś straszy bombami - to to są metody, które stosują terroryści".
Zwrócił uwagę, że "coraz intensywniejsze jest zjawisko pojawiania się aplikacji anonimizujących przestrzeń internetu". "I niestety grupy przestępcze z tego korzystają" - podkreślił wiceminister kultury.
Według niego "była to zorganizowana akcja".
- Jestem przekonany, że nasze służby tych ludzi dopadną. I tak, jak mówił minister Brudziński, ci ludzie znajdą się tam, gdzie powinni się znaleźć, czyli w więzieniu - podsumował Jarosław Sellin.
Od poniedziałku do szkół ponadgimnazjalnych docierają maile o podłożonych ładunkach wybuchowych. W poniedziałek, w pierwszym dniu matur, 122 szkoły zgłosiły do okręgowych komisji egzaminacyjnych, że otrzymały drogą mailową informacje o podłożeniu ładunku wybuchowego. We wtorek, w drugim dniu sesji egzaminacyjnej, takich sygnałów było 663. Wszystkie alarmy okazały się fałszywe.
Do połowy listopada 2011 r. fałszywy alarm o podłożeniu bomby traktowany był jako wykroczenie. Obecnie jest to przestępstwo, za które można trafić do więzienia nawet na 8 lat. "Kto, wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" – głosi art. 224a Kodeksu karnego.
Oprócz sankcji karnych sprawcy muszą liczyć się także z konsekwencjami w postaci odszkodowania za straty finansowe związane z przerwaniem funkcjonowania obiektów.
Egzamin maturalny w obecnej – majowej – sesji egzaminacyjnej przeprowadzany jest w 5,5 tys. szkół ponadgimnazjalnych.