Czasem eurokratom wyrwie się szczere wyznanie. Ale to pokazuje jakie jest ich myślenie. Eurokratom brakuje im szacunku dla narodów, dla demosu reprezentowanego przez poszczególne narody i dla ich wyborów politycznych. Kwestionowanie kto ma być na scenie politycznej, a kto nie, wskazywanie kto może wygrywać, a kto nie, przejawia się niestety w myśleniu wielu polityków szczebla europejskiego. Eurokraci muszą się z tego wyleczyć albo zderzą się z rzeczywistością— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
wPolityce.pl: Panie ministrze, konflikt Juncker – Timmermans w sprawie porozumienia z Polską jest realny czy to gra w dobrego i złego policjanta?
Jarosław Sellin: Sądzę, że w Komisji Europejskiej coraz większe jest przekonanie, że wszczęcie procedury z art. 7 przeciwko Polsce jest drogą, która wiedzie do nikąd. Nie ma poważnych argumentów, żeby Polskę stawiać pod unijnym pręgierzem. Jest to raczej wyraz zacietrzewienia określonych polityków z Komisji Europejskiej. Nie ma też dobrego finału tej drogi, ponieważ wiadomo, że Polska na pewno nigdy nie zostanie ukarana finansowo. A przecież ta procedura miała do tego rzekomo zmierzać. Sądzę, że u większości przedstawicieli Komisji Europejskiej dojrzewa myśl, żeby się z tego sporu jakoś wycofać. Oczywiście największy problem ma Frans Timmermans, bo on chciałby się wycofać z twarzą. A nie wie jak to zrobić, więc stosuje metody eskalowania sprawy, żeby z pozycji bardziej radykalnych atakować, albo ewentualnie się wycofać. Myślę, że prędzej czy później do zakończenia tego sporu dojdzie, bo przed Europą o wiele ważniejsze zadania niż spór o rzekome naruszenie zasad praworządności w Polsce.
Wycofanie Junckera i Timmermansa ze sporu z Polską będzie ich porażką. Raczej nie chcą kończyć kariery politycznej porażką.
Ale mogą przecież myśleć o odnowieniu swojego mandatu w Komisji Europejskiej po wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju 2019 r. Jeżeli bilans ich szefowania będzie taki, że nie dość, że wyszło z UE jedno z najważniejszych państw, czyli Wielka Brytania. Nie poradzili sobie z kryzysem imigracyjnym. Nie zakończył się również kryzys strefy euro. Jeszcze wszczęli niepotrzebne spory z państwami UE. Więc mogą mieć problem. Poza tym każdy z polityków Komisji Europejskiej też myśli o tym co dalej z jego karierą polityczną.
Wspomniał pan, że przed Unią Europejską nowe, ważne wyzwania. Jakie to pańskim zdaniem są wyzwania?
Zmiany polityczne we Włoszech, w Słowenii, dużo wcześniej na Węgrzech, w Polsce, ale również wyniki wyborów w Niemczech czy we Francji pokazują, że pięćdziesięcioletnia dominacja sił politycznych u których przeważa wrażliwość lewicowo-liberalna powoli się kończy. Wraca rozsądek do myślenia o polityce i myślenie o polityce w kategoriach zdroworozsądkowego chodzenia po ziemi, a nie lewitowania. Wybory do Parlamentu Europejskiego powinny być kontynuacją trendu, że siły konserwatywne, które są bardziej skupione na tym, żeby rozwiązywać realne problemy państw narodowych i Europy będą mocniejsze. Sądzę, że zostanie przyhamowany proces dążenia do budowy federalnego państwa europejskiego. Lewicowo-liberalne środowiska chciały, żeby ich ideologia zwyciężyła na zawsze. Nie wiem w jakiej mierze, ale będzie mocno zachwiane.
Jak może wyglądać UE po wyborach do Parlamentu Europejskiego wiosną 2019 r.? Państwa członkowskie UE mogą silniej rywalizować z Niemcami o kształt Wspólnoty?
Wzmoże się dyskusja na temat tego czym jest UE. Sądzę, że umocni się myślenie, które nam jest bliskie, że powinniśmy myśleć o UE jako o organizacji państw narodowych jako Europie Ojczyzn a nie o jakimś zideologizowanym federalnym państwie, w którym realizuje się ukryte interesy najsilniejszych państw kosztem słabszych. Różne polityki, które chcemy rywalizować muszą być uzgodnione i jednomyślnie przyjęte, a nie narzucane siłą. UE nie jest od tego, żeby karcić poszczególne narody za niewłaściwy wybór polityczny w ramach własnych demokratycznych wyborów. Proszę zauważyć, że struktury władzy wykonawczej UE nie pochodzą z demokratycznych wyborów. Prawdziwa demokracja jest w państwach narodowych. Tu się wybiera prawdziwą reprezentację narodów i trzeba się z tym głosem liczyć, a nie kwestionować te wybory.
Przypominają się słowa niemieckiego komisarza Oettingera sprzed dwóch tygodni, że rynki finansowe nauczą Włochów kogo mają wybierać.
Czasem eurokratom wyrwie się szczere wyznanie. Ale to pokazuje jakie jest ich myślenie. Eurokratom brakuje im szacunku dla narodów, dla demosu reprezentowanego przez poszczególne narody i dla ich wyborów politycznych. Kwestionowanie kto ma być na scenie politycznej, a kto nie, wskazywanie kto może wygrywać, a kto nie, przejawia się niestety w myśleniu wielu polityków szczebla europejskiego. Eurokraci muszą się z tego wyleczyć albo zderzą się z rzeczywistością.
Minister Jacek Czaputowicz powiedział w sobotę, że potrzebna jest pilna korekta nowelizacji ustawy o IPN. Co pan o tym sądzi?
Oczekujemy na werdykt Trybunału Konstytucyjnego do nowelizacji ustawy o IPN ze stycznia. Nie wykluczone, że zostanie wydany niedługo, czekamy na niego już kilka miesięcy. Aczkolwiek Trybunał kieruje się własnym kalendarzem. Jeżeli będą zastrzeżenia Trybunału Konstytucyjnego do ustawy o IPN, trzeba będzie wprowadzić do niej korektę.