Rozmowa z dr. Jarosławem Sellinem, posłem Prawa i Sprawiedliwości, byłym wiceministrem kultury
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wycofało się ze współprowadzenia Muzeum Polskiego w Rapperswilu, co wywołało liczne kontrowersje. Jak ocenia Pan tę decyzję minister kultury Hanny Wróblewskiej?
– To krok co najmniej zasmucający, zwłaszcza w kontekście sukcesu, jaki osiągnęliśmy w 2023 roku. Po wielu latach problemów i trudnych negocjacji polskie państwo wzięło na siebie współodpowiedzialność za Instytut Biblioteka Polska w Paryżu – instytucję o ogromnym znaczeniu dla naszej emigracji politycznej, działającą od blisko dwóch stuleci. Był to przełomowy moment, gdyż instytucja ta, stworzona oddolnie przez polskich emigrantów, odegrała kluczową rolę w zachowaniu naszego dziedzictwa narodowego w czasach zaborów, wojen i represji PRL-u. Polskie państwo objęło ją swoim patronatem, co symbolizowało uznanie dla tego historycznego wkładu. W tym kontekście rezygnacja z współodpowiedzialności za Muzeum Polskie w Rapperswilu to decyzja niezrozumiała i wręcz sprzeczna z dotychczasową polityką. Te zagraniczne placówki, które przez lata pełniły funkcję strażników polskiej historii i kultury, często wbrew przeciwnościom, wspierały nie tylko obywateli, ale także szeroko rozumiane polskie dziedzictwo. W czasach gdy Polska nie miała własnej państwowości, gdy była rozdzielona pomiędzy zaborców lub znajdowała się pod okupacją, to właśnie te instytucje pozwalały nam zachować tożsamość narodową, utrzymać żywą więź z tradycją oraz prawdą historyczną. Wspierały one rozwój polskiej myśli, a nawet umożliwiały kształcenie za granicą poprzez fundowanie stypendiów.
Dziś, kiedy Polska jest już wolnym i stosunkowo zamożnym krajem, to my powinniśmy dbać o takie instytucje.
– Powinniśmy odwzajemniać ten dług wdzięczności i zapewniać im dalsze funkcjonowanie. Decyzja o wycofaniu się z Rapperswilu jest nie tylko sygnałem odwrotu od tej strategii, ale także odebraniem szansy na kontynuowanie wspaniałego dorobku, który wypracowano przez blisko dwieście lat. Państwo polskie powinno otaczać opieką takie miejsca, które były naszą ambasadą kultury, historii i tożsamości w trudnych czasach, kiedy my sami nie mieliśmy możliwości mówić własnym głosem. Po sukcesie w Paryżu naturalnym krokiem było rozszerzenie tej polityki na kolejne instytucje, które przez lata wspierały polskość na emigracji. Wydawało się, że Rapperswil – instytucja o podobnym znaczeniu, stworzona przez emigrantów, którzy poświęcili życie dla zachowania polskiego dziedzictwa – znajdzie się pod opieką naszego państwa. Tym bardziej decyzja o wycofaniu się z tego współprowadzenia jest niepokojąca. W końcu jeśli my nie zadbamy o nasze dziedzictwo, kto to zrobi?
Muzeum Polskie w Rapperswilu to nie jest zwykła placówka — to prawdziwa perła wpisana na trwałe w historię naszego Narodu.
– Zgadzam się. I list intencyjny, który podpisaliśmy z Muzeum i ze stowarzyszeniami opiekującymi się nim od dziesięcioleci, miał kluczowe znaczenie. Mówimy przecież o instytucji zasłużonej, sięgającej swoimi korzeniami aż 1870 roku. Zamek w Rapperswilu przez wiele lat był miejscem, w którym przechowywano bezcenne pamiątki związane z Polską. Mimo licznych problemów muzeum funkcjonowało, choć nie brakowało lokalnych konfliktów, które w końcu zmusiły nas do znalezienia nowej przestrzeni dla tych unikatowych eksponatów. Państwo polskie zaangażowało się w ten proces, a rezultatem był zakup wyjątkowej nieruchomości w Rapperswilu. Część tej nowo nabytej posiadłości miała zostać przeznaczona na prezentację zbiorów, które przez lata stanowiły chlubę Muzeum Polskiego. I nagle nowe kierownictwo resortu kultury postanowiło wycofać się z tych planów. To informacja niezwykle smutna nie tylko dla działaczy związanych z ochroną polskiego dziedzictwa na świecie, ale także dla całej naszej społeczności emigracyjnej, która liczyła na kontynuację tego dzieła.
Nadzieje były duże?
– Działacze, którzy z entuzjazmem obserwowali sukces związany z Instytutem Biblioteka Polska w Paryżu, mieli nadzieję, że to samo uda się osiągnąć w Rapperswilu. Być może nawet kolejne instytucje – w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych – mogłyby podążyć tą drogą. Niestety, proces ten został gwałtownie zatrzymany, wyhamowany przez nowe władze resortu, które tłumaczą swoje decyzje brakiem środków finansowych. Wygląda na to, że obecne kierownictwo ministerstwa kultury nie ma wystarczających zasobów, by realizować ten ambitny plan. Takie przynajmniej wnioski można wysnuć z oficjalnych uzasadnień. To wyjątkowo rozczarowujące zwłaszcza dla tych, którzy widzieli w tym przedsięwzięciu nie tylko szansę na zachowanie polskiego dziedzictwa, ale też gest wdzięczności wobec tych instytucji, które przez lata służyły Polsce, kiedy ta była w potrzebie.
Hanna Wróblewska twierdzi, że powodem wycofania się ze współpracy są „wyzwania finansowe i geopolityczne”. Ale czy to nie jest zwykła wymówka? W skali całego budżetu państwa to przecież nie są duże pieniądze.
– Rzeczywiście, te kwoty nie są porażające, ale z tego, co wiemy, budżet ministerstwa kultury został drastycznie obcięty w porównaniu z tym, co udało nam się wywalczyć pod koniec ubiegłego roku. Przypomnę, że wtedy doprowadziliśmy do sytuacji, w której budżet resortu kultury wynosił prawie 8 mld zł. Dla porównania, gdy obejmowaliśmy władzę w 2015 roku, były to zaledwie 3 mld. Ta różnica jasno pokazuje, jak wielkie ambicje mieliśmy, jeśli chodzi o wsparcie kultury i ochronę dziedzictwa narodowego. A teraz? Z tego, co słyszymy, ministerstwo albo samo chce, albo zostało zmuszone do oszczędności. I te oszczędności realnie zmniejszają budżet. Nie znam dokładnych liczb, ale wiemy, że cięcia są znaczące.
Co jest powodem takich decyzji? Czy władze obecnie marginalizują rolę kultury w funkcjonowaniu państwa?
– Porównajmy to z naszą kadencją. Przez 8 lat minister kultury miał rangę wicepremiera. To było bezprecedensowe – nigdy wcześniej minister kultury nie miał takiej pozycji w rządzie. Dziś już tak nie jest. Co więcej, wcześniej też tak nie było. Myślę, że to jasno pokazuje, jak dzisiejszy rząd ustawia priorytety. Kultura przestała być kluczowym elementem ich strategii, a widać to właśnie w zmniejszeniu budżetu i braku wicepremiera odpowiedzialnego za kulturę.
Czy funkcjonowanie Muzeum Polskiego w Rapperswilu w ramach grantów przewidzianych dla organizacji polonijnych to zbyt duże wyzwanie? Minister Wróblewska sugeruje, że to może być jedno ze źródeł ich finansowania.
– Program grantowy, o którym wspomina pani minister, to inicjatywa, którą uruchomiliśmy jeszcze za naszych rządów i rzeczywiście działa. Można z niego korzystać, ale to nie rozwiązuje kluczowego problemu. Granty są przyznawane na konkretne projekty – na wystawy, wydarzenia, konferencje, seminaria czy publikacje. To środki na realizację konkretnych działań, a nie na bieżące funkcjonowanie instytucji. Tymczasem to, o co nam chodziło, to współprowadzenie muzeum, co oznacza, że państwo bierze na siebie odpowiedzialność za jego utrzymanie. Chodzi o stałe koszty – wynagrodzenia, opłaty, konserwację zbiorów, czyli to, co pozwala instytucji normalnie działać. Tak jak to ma miejsce w przypadku Biblioteki Polskiej w Paryżu. Muzeum w Rapperswilu – ze swoją historią i zasługami – również należało się takie wsparcie